Było oczywiste, że każdy następny król także będzie elektem z rosyjskiej łaski. W1764 r. został nim Stanisław August Poniatowski (ur. 1732), wywodzący się z „Familii”, tj. stronnictwa, które już za Augusta II wypracowało program naprawy Rzeczypospolitej. Młody monarcha, starannie wykształcony i dobrze przygotowany do kierowania państwem, obejmował tron z myślą o gruntownym odrodzeniu kraju. Ani on, ani jego znacznie bardziej w polityce doświadczeni wujowie Czartoryscy, szefowie „Familii”, nie zdawali sobie sprawy z prawdziwych celów Rosji wobec Rzeczypospolitej. Katarzyna II (1762–1796) planowała nie tylko niedopuszczenie do wzmocnienia polskiego państwa, ale wręcz pogłębienie jego zależności od Rosji. Już zresztą od 1720 r. w odnawianych później prusko-rosyjskich traktatach przymierzy był zawsze punkt tajny dotyczący Polski. Przewidywał niedopuszczenie do powiększenia liczby wojska, do obalenia liberum veto i wolnej elekcji, do wzmocnienia władzy królewskiej. Petryfikowano więc wszystko to, co utrwalało słabość polskiego państwa.
Stanisław August, wspierany przez „Familię”, już w1764 r. rozpoczął reformowanie Rzeczypospolitej. Zderzył się z natychmiastową kontrą Petersburga. Ostatecznie karą za to, że nie chciał zrezygnować z działań modernizacyjnych, stał się I rozbiór Polski (1772).
Jak zmodernizować niesuwerenne państwo?
Rosyjskie porządki w Polsce po rozbiorze uosabiał ambasador Otto Stackelberg. Lubując się w publicznym upokarzaniu króla, pokazywał, kto naprawdę w Warszawie rządzi. Narzucona Polsce Rada Nieustająca stanowiła widomy symbol hegemonii imperium. Rosyjskie wojska, które oficjalnie wymaszerowały z Rzeczypospolitej w 1780 r., de facto wciąż buszowały na Wschodnich Kresach, uwożąc tysiące chłopów wraz z dobytkiem. A politycy, dla których nic poza własnymi korzyściami się nie liczyło, w rodzaju prymasa Gabriela Podoskiego, marszałka sejmu rozbiorowego Adama Ponińskiego czy późniejszych przywódców targowicy, byli przez Rosję narzucani na najwyższe urzędy.
Stanisław August po I rozbiorze doszedł do wniosku, że nie wolno mu już nigdy dopuścić do narażenia państwa. Bo Polska nie przetrwa. Monarcha nie zrezygnował z planów modernizacji kraju, ale odkładał je do czasu, gdy przyzwoli na nie Katarzyna II. Szansę upatrywał w wybuchu nowej wojny rosyjsko-tureckiej. Polska, zawarłszy wówczas z Rosją sojusz, miałaby jej dostarczyć brakującej konnicy, a w zamian uzyskać gwarancję integralności terytorialnej i zgodę na reformy, a zwłaszcza na aukcję wojska, przydatnego także imperium.
„Rwąca rzeka” 1788–1792
Intencje króla rozmijały się zarówno z dążeniami Katarzyny II, jak i z oczekiwaniami polskiego społeczeństwa. Wybuch nowej wojny wschodniej w 1787 r. zrodził w Rzeczypospolitej eksplozję antyrosyjskich nastrojów i nadzieje na emancypację. Król, kojarzony z orientacją na Rosję, wszedł do Sejmu otwartego w październiku 1788 r. z nikłą większością. Stracił ją już w listopadzie 1788 r., gdy Prusy złożyły Sejmowi ofertę sojuszu, konkurencyjną wobec koncepcji Stanisława Augusta. Nadzieja na wsparcie Berlina (nie orientowano się, że była to prowokacja) natchnęła sejmujących wiarą w szanse odrodzenia kraju i wielką energią działania. 20 października 1788 r. uchwalono powiększenie liczby wojska do 100 tys., 19 stycznia 1789 r. obalono Radę Nieustającą. Stanowiło to wobec Petersburga otwarte wyzwanie. Przywódcą Sejmu stał się szef orientacji pruskiej Ignacy Potocki, nieprzyjazny Stanisławowi Augustowi i jego linii politycznej.
Uznawszy Sejm za skierowaną przeciw Rosji „rwącą rzekę”, Katarzyna II, prowadząc wojnę z Turcją i Szwecją, zdecydowała się odłożyć porachunki z Warszawą na później i udawać wobec Rzeczypospolitej obojętność. Zakładała, że nie zdoła się ona wzmocnić na tyle, by Rosja nie pokonała jej łatwo po zakończeniu wojny wschodniej. To pozorne désintéressement Petersburga przyniosło Sejmowi Wielkiemu cztery lata względnie swobodnej działalności ustawodawczej.
Stanisław August był przerażony antyrosyjskim kierunkiem obrad – bał się zemsty imperatorowej. Gdy jednak Stackelberg zażądał odeń wyjścia z parlamentu i sformowania opozycyjnej wobec niego konfederacji – zdecydowanie odmówił. Pozostał wierny głoszonej od dawna zasadzie „król z narodem”. Pozbawiony znacznej części wpływów i narażony na szykany jako „rusofil”, włączał się jednak wdziałania proreformatorskie wszędzie tam, gdzie dostrzegał ich sensowność. Pozostał też z narodem, gdy ten, wbrew jego ostrzeżeniom, zawarł w marcu 1790 r. alians z Prusami.
Od „Projektu do formy rządu” Ignacego Potockiego do Ustawy Rządowej 3 Maja
Przełom w dziejach Sejmu Czteroletniego przyniosło lato 1790 r. Miast wojny, która przywrócić nam miała Galicję, Prusy pogodziły się z Austrią poza plecami Rzeczypospolitej. Coraz mniej ukrywały też swe apetyty zaborcze. A równocześnie Ignacy Potocki zdyskredytował się jako ustawodawca. Wypracowany przezeń projekt konstytucji okazał się rozwlekłym gniotem, przynoszącym w dodatku rozwiązania anachroniczne (np. wzmocnienie roli sejmików kosztem Sejmu). Główny spór o nową konstytucję rozegrał się jednak w parlamencie wokół sprawy tronu dziedzicznego. Jego konserwatywni przeciwnicy ostrzegali, że prawdziwym celem Potockiego było obdarzenie polską koroną któregoś z młodych Hohenzollernów i scementowanie w ten sposób związku Polski z Prusami. Nieufny wobec Prus Sejm odrzucił projekt korony dziedzicznej. Równolegle z obniżeniem autorytetu Ignacego Potockiego, zaufanie odzyskiwał Stanisław August. Nie poszedł zRosją przeciw własnemu narodowi, jego ostrzeżenia przed Prusami okazały się uzasadnione, widziano też, że dla dobra państwa potrafił wznieść się ponad osobiste animozje.
Gdy w wyniku tych nastrojów król w listopadzie 1790 r. wygrał wybory (wyłoniono drugi komplet posłów), reakcja Potockiego była zdecydowana. 4 grudnia 1790 r. udał się na Zamek i poprosił monarchę o ułożenie całkiem nowego projektu konstytucji. Władca podjął wyzwanie – w początkach stycznia 1791 r. tekst ustawy zasadniczej był gotów. Następne tygodnie przyniosły jego „ucieranie”. Między obu politykami, których wizje Polski bardzo się różniły (Stanisław August optował za silną władzą królewską), pośredniczył sekretarz monarchy, Włoch Scipione Piattoli. Czwartym uczestnikiem tajnych prac był eksrektor i reformator Akademii Krakowskiej, wybitny pisarz polityczny, ks. Hugo Kołłątaj. Do końca marca 1791 r. uzgodniono zasadniczy zrąb tekstu, w następnych tygodniach rozszerzano grono wtajemniczonych. Równolegle ważne ustawy tworzył Sejm w podwojonym składzie. 24 marca 1791 r. uchwalono odsunięcie od życia politycznego szlachty-gołoty. Osłabiało to wpływy posługujących się szlacheckim drobiazgiem magnatów i czyniło podmiotem demokracji szlachtę posiadającą. Przegłosowane 18 kwietnia 1791 r. prawo o miastach królewskich nie dawało wprawdzie mieszczanom osobnej izby w Sejmie, ale w praktyce – za pośrednictwem „ablegatów” – uzyskiwali oni realny wpływ na sprawy żywotnie ich interesujące: handel, przemysł i finanse. Otrzymali nadto wszystkie prawa cywilne, jakie posiadała szlachta.
Owoce zamachu stanu 3 maja 1791 r.
Wprowadzenie nowej ustawy zasadniczej trzeba było przyśpieszyć, bo groziło przedwczesne ujawnienie projektu. Jako datę wybrano 3 maja 1791 r., gdy część posłów, których opozycji się obawiano, nie wróciła jeszcze do Warszawy po wielkanocnej przerwie. W nocy z 2 na 3 maja podpisywano „asekurację” – sygnatariusze deklarowali gotowość wsparcia i obrony konstytucji.
Nieobecność w Sejmie wielu potencjalnych oponentów Ustawy Rządowej 3 Maja 1791 r. oraz zaskoczenie tych, którzy w jej przygotowanie nie byli wprowadzeni, uzasadnia tezę o swoistym zamachu stanu. Ale 14 lutego 1792 r. odbyło się w Polsce referendum konstytucyjne. Wygrali je bezapelacyjnie modernizatorzy – ok. 90 proc. sejmików zaakceptowało Ustawę Rządową, dziękując królowi i Sejmowi za jej uchwalenie. O tej powszechnej akceptacji trzeba pamiętać, pokazuje ona bowiem, że interwencja zbrojna przeciw Sejmowi i konstytucji, podjęta w połowie maja 1792 r. przez Rosję, szła wbrew stanowisku polskiego społeczeństwa, a wersja Petersburga, że wspierał on proszących o pomoc „prawdziwych patriotów”, to propagandowy fałsz. Owych „patriotów” uosabiała garstka magnatów-targowiczan, których konfederacja, fałszywie datowana, miała stanowić listek figowy dla rosyjskiej przemocy.
Konstytucja 3 maja zaczynała się wstępem – ustawodawcy deklarowali, że przyjmują ją w poczuciu historycznej odpowiedzialności za losy państwa i narodu. W odniesieniu do dwuizbowego Sejmu, utrzymując odpowiedzialność przed nim władz wykonawczych, likwidowano liberum veto i wprowadzano głosowanie większością. W istotny sposób wzmocniona została w Sejmie pozycja króla – uzyskał on zdecydowane pierwszeństwo w zakresie inicjatywy ustawodawczej. Decyzje Sejmu były definitywne i obowiązujące – o odwoływaniu się do sejmików nie było mowy. Artykuł o centralnych władzach wykonawczych opatrzono wstępem głoszącym, że „zaniedbanie tej części rządu nieszczęściami napełniło Polskę”. Nieufność do silnej władzy centralnej i opcję na rzecz państwa słabego uznano więc za fatalny błąd. W rządzie, zwanym Strażą Praw, złożonym z króla i ministrów, decyzje ostateczne należały do monarchy, ministrowie (edukacji, policji, czyli spraw wewnętrznych, wojska i skarbu oraz kanclerze) mieli głos doradczy. Decyzje Straży były wiążące dla ministerstw (komisji wielkich). Wszystko to rokowało sprężyste wykonawstwo. Król kierował nadto polityką zagraniczną (wspomagał go w tym kanclerz), a w cza sie wojny był najwyższym dowódcą sił zbrojnych.
Tron Rzeczypospolitej stawał się dziedziczny (na temat szkodliwości „wolnych elekcji” prowadzono w 1790 r. wielką debatę społeczną), a zaproszono nań Elektora Saskiego. Dziedziczyć miał po nim syn. Ponieważ elektor Fryderyk August nie miał syna i wyglądało na to, że mieć go już nie będzie, elektorównę Marię Augustę Nepomucenę uznano za polską infantkę. Naród miał wybrać jej męża, a z nim – dynastię. Ten punkt, pozostawiający sprawę dynastii otwartą, wynikał z trudnej sytuacji międzynarodowej Rzeczypospolitej. Elektor Saski bał się Rosji na tyle, że bez jej aprobaty nie chciał wyrazić zgody na objęcie tronu, nie kwapili się też do niego kandydaci Ignacego Potockiego – Hohenzollernowie. Korony dla jednego z bratanków chciał Stanisław August, nie ryzykował jednak przedwczesnego ujawniania tych planów.
W sprawach społecznych do Ustawy Rządowej włączono regulacje w sprawie szlachty-gołoty oraz mieszczan, niewiele natomiast zmieniono w sytuacji chłopów. Wolność osobistą przyznano chłopom-imigrantom, dziedzice mogli zawierać z włościanami umowy, które – raz przyjęte – obowiązywały obie strony. Uznano wreszcie chłopów za część narodu wziętą „pod opiekę prawa i rządu krajowego” oraz za „obrońców całości [kraju] i swobód narodowych”. Było to symboliczne odejście od pojęcia narodu szlacheckiego. Reformatorzy myśleli o dalszych reformach włościańskich, ale zdawali sobie sprawę z ich ryzyka: los sejmowych ustaleń zależał od ich zaakceptowania przez szlachecką prowincję, niegotową na rezygnację z przywilejów stanowych; uderzałoby to wszak w materialną sytuację szlachty.
Ustawa Rządowa 3 Maja stanowiła osiągnięcie ogromne. Usuwała elementy ustrojowe osłabiające państwo, pomniejszała możliwości magnatów, czyniła podmiotem demokracji posiadaczy szlacheckich i miejskich, ówczesną „klasę średnią”. Wzmocnienie pozycji króla rokowało sprawność centralnej władzy wykonawczej przy zachowaniu jej odpowiedzialności przed Sejmem. Po 3 maja 1791 r. można mówić o monarchizmie konstytucyjnym – ustroju ze znaczącą, lecz zakreśloną przez konstytucję władzą monarchy.
Upadek państwa, odrodzenie narodu
Dla Polaków bardzo ważne okazało się to, że dokonali zasadniczej reformy, opierając się na własnej tradycji państwowej i na rozwiązaniach z tej tradycji czerpanych. Odzyskali dzięki temu szacunek dla swej spuścizny i dla siebie jako jej dziedziców. Przyjęcie Konstytucji 3 maja odbiło się echem także za granicą. Ustawa Rządowa podniosła prestiż Rzeczypospolitej w oświeceniowej Europie, stanowiąc dowód, że potrafiliśmy pokonać „zadawnione rządu naszego wady”.
I właśnie dlatego z efektami działań Sejmu Czteroletniego nie chciała pogodzić się Rosja, która nie zrezygnowała z hegemonistycznych pretensji. Wojny przeciw Konstytucji, rozpoczętej przez Petersburg w maju 1792 r., nie zdołaliśmy wygrać. Próba odrodzenia, jaką Rzeczpospolita podjęła, stała się faktyczną przyczyną definitywnego rozbioru państwa. Mimo to wysiłek Sejmu Wielkiego nie poszedł na marne – zadecydował o trwaniu woli walki o odzyskanie państwa przez 123 lata niewoli.
Obok walki zbrojnej, po rozbiorach toczył się także bój o pamięć historyczną. Historiografia państw rozbiorczych propagowała tezy o polskiej anarchii jako naturalnej przyczynie załamania się państwowości. Miało to zatrzeć odpowiedzialność mocarstw ościennych za rozbiorowy gwałt, przekonać Europę, że brak na jej mapie Polski nie stanowi uszczerbku, a w Polakach wywołać kompleks niższości jako narodu, który nie potrafił się rządzić, a więc na państwo nie zasługuje. Dzisiejsi propagandziści, wmawiający nam niedorastanie do „oświeconej” Europy, mają w tym zakresie licznych i możnych poprzedników.
KUP E-WYDANIE