Rankiem 19 października 1813 r. wynik starcia pod Lipskiem był już przesądzony. „Bitwa narodów”, w której Napoleon zmierzył się z siłami rosyjsko-austriacko-prusko-szwedzkiej koalicji, kończyła się klęską cesarza. Przyniosła ona kres żywych jeszcze kilka miesięcy wcześniej marzeń Polaków o nowej, po napoleońsku błyskotliwej kampanii, która odwróci losy wojny. Wcześniejszą o rok wyprawę Napoleona do Rosji traktowali oni jako ostatni już krok na drodze do wymarzonej odbudowy Królestwa Polskiego. Katastrofa Wielkiej Armii w rosyjskich śniegach odsunęła szansę odzyskania własnego państwa, lecz nie przekreśliła jej całkowicie – wcześniej Napoleon nieraz udowadniał, że militarny geniusz może zrównoważyć przewagę liczebną przeciwników.
Śmiertelny finał
W trzecim dniu „bitwy narodów” trudno już było na to liczyć. Pierścień liczniejszych korpusów antynapoleońskiej koalicji zaciskał się, ograniczając możliwości manewrowe Wielkiej Armii do coraz bardziej desperackiej obrony. Kilkanaście tysięcy polskich żołnierzy w szeregach dowodzonego przez Poniatowskiego VIII korpusu Wielkiej Armii i dywizji Dąbrowskiego do końca biło się świetnie, choć ich początkowa wiara w zwycięstwo ustąpiła miejsca zaciekłej desperacji. W dowód uznania dla postawy Polaków i osobistych zasług ks. Józefa po pierwszym dniu bitwy cesarz mianował go marszałkiem Francji, wprowadzając go jako jedynego cudzoziemca do grona legendarnych dowódców Wielkiej Armii. W dwa dni później Poniatowski otrzymał zadanie osłony jej odwrotu z Lipska.
Uwagę polskiego wodza naczelnego, że do skutecznej obrony brakuje mu ludzi, Napoleon skwitował stwierdzeniem: „Setki was starczą za tysiące innych”. Bezcenny w ustach „boga wojny” komplement skrywał bolesną prawdę – cesarz nie miał już do dyspozycji tysięcy żołnierzy niezbędnych do skutecznego przeprowadzenia operacji. W ostatnim dniu bitwy ks. Józef koordynował obronę powierzonych mu pozycji, szarżował kilkakrotnie na czele swej świty. W chaosie ostatnich godzin boju trzykrotnie ranny i gorączkujący z upływu krwi przedzierał się w otoczeniu topniejącej świty w stronę dzielącej go od Napoleona rzeki Elstery, na której, wskutek błędu francuskich saperów, wysadzono jedyny most. Obraz ostatnich chwil życia księcia w oczach potomnych ukształtowała jego biografia pióra Szymona Askenazego: „Ociekał już krwią, był zapewne ranny śmiertelnie, śmierć miał w spojrzeniu i wyrazie; ale na ponawiane błagania towarzyszów nie odpowiadał już wcale, tylko z gniewem uniesieniem mówił bez związku o Polsce i honorze”. W pewnym momencie, widząc zbliżających się nieprzyjaciół, spiął konia do skoku w nurty Elstery. Osiągnąwszy jej drugi brzeg, otrzymał kolejny postrzał, szarpnął wodze, pociągnął konia na siebie i wraz z nim osunął się w odmęty rzeki.
Dojrzewanie do próby
Okupowane przez Rosjan Księstwo Warszawskie na wieść o śmierci wodza naczelnego okryło się żałobą. Słowa: „Bóg mi powierzył honor Polaków, jemu tylko go oddam”, które padły podobno z ust księcia tuż przed śmiercią, natychmiast trafiły do szerokiego obiegu. Postać Poniatowskiego stała się powszechnie uznanym symbolem honoru i żołnierskiej wierności. Nieliczni jedynie zdawali sobie sprawę, że w bitwie pod Lipskiem zginął nie tylko bohaterski żołnierz, lecz także mąż stanu gotów do stawienia czoła trudnym wyborom i rozstrzygania skomplikowanych dylematów politycznych.
Jesienią 1813 r. Poniatowski był już kimś więcej niż „księciem Pepim” – lekkoduchem uwielbianym niegdyś przez eleganckie towarzystwo i dowódcą podziwianym przez podkomendnych za niezłomną obronę wojskowego honoru, gdy w 1792 r. w ostrych, gorzkich słowach krytykował ukochanego stryja, króla Stanisława Augusta, za podjęcie haniebnej, zdaniem wielu, decyzji o kapitulacji w wojnie z Rosją. Był więcej niż wodzem naczelnym z lat 1809–1812 – kochanym przez armię za brawurę, ale też ojcowską pobłażliwość dla niesfornych niekiedy podkomendnych.
Lata 1807–1813, w których pełnił obowiązki ministra wojny Księstwa Warszawskiego i naczelnego dowódcy jego armii, przyniosły mu nowe doświadczenia wojskowe i polityczne. Początkowo nieco sceptyczny wobec idei odbudowy Polski pod protekcją Napoleona uznał ostatecznie, że szansy, jaką cesarz Francuzów oferuje Polakom, nie wolno odrzucić. Ślepym entuzjastą Napoleona nigdy nie był, lecz rozumiał, że to dzięki jego polityce powstała namiastka polskiego państwa, które może przekształcić się w Królestwo Polskie. W przekonaniu tym wytrwał mimo sekretnych zabiegów ze strony Austriaków i Aleksandra I, który za pośrednictwem swego byłego ministra Adama Jerzego Czartoryskiego sondował możliwość opowiedzenia się Poniatowskiego i Polaków z Księstwa Warszawskiego po stronie Rosji.
Klęska Napoleona w Rosji, której Książe był świadkiem jako dowódca V korpusu, postawiła go w niezwykle trudnej sytuacji. Po powrocie do Warszawy rozpoczął energiczne działania na rzecz odbudowy armii polskiej. Ze względu na brak funduszów i kurczące się możliwości mobilizacyjne spowodowane zajmowaniem terytorium Księstwa przez wojska rosyjskie, nie zakończyły się one pełnym sukcesem. Pod bronią stanęły jednak, cenne dla Napoleona, kolejne tysiące rekrutów i ochotników. Wkrótce okazało się, że kraju nie sposób było obronić. Armia rosyjska, choć wyczerpana trudami marszu, dysponowała ogromną przewagą liczebną. Co gorsza, austriacki korpus, którego zadaniem była osłona Księstwa, na mocy tajnego porozumienia między Wiedniem i Petersburgiem faktycznie wycofał się z dalszej walki. W początkach 1813 r. wojsko, rząd i powołana przez sejm Rada Generalna Konfederacji Królestwa Polskiego zmuszone były opuścić stolicę. Oczywistym kierunkiem ich dalszej peregrynacji wydawała się Saksonia, której król, a zarazem władca Księstwa Warszawskiego Fryderyk August nadal pozostawał wiernym sojusznikiem Napoleona.
Za kulisami
Trudną sytuację wojenną dodatkowo skomplikowała wielka polityka. Już jesienią 1812 r., na wieść o klęsce Napoleona w Rosji, część ministrów i dygnitarzy Księstwa Warszawskiego podjęła tajną próbę nawiązania porozumienia z Aleksandrem I, który od kilku lat niezobowiązująco sygnalizował gotowość do przejęcia protekcji nad ideą odbudowy Polski. W myśl przedstawionych mu propozycji car miał otwarcie ogłosić gotowość do przyjęcia polskiej korony i nawiązać rokowania z Radą Konfederacji dotyczące kształtu ustrojowego państwa. Do chwili ich zakończenia wojsko Poniatowskiego miało zachować neutralność, armia rosyjska zaś wstrzymać się od działań przeciw niemu.
Dla realizacji planu kluczowe znaczenie miała postawa Aleksandra I, lecz także polskiej armii – jedynego atutu, który nadal pozostawał w rękach Polaków. U schyłku 1812 r., gdy car nie podjął jeszcze decyzji o dalszej ofensywie na zachód, życzliwa neutralność wojska ks. Józefa mogła mieć dla Rosjan ogromne znaczenie. Zbieg okoliczności spowodował, że propozycja ministrów dotarła do kwatery Aleksandra I w chwili, gdy siły rosyjskie wkraczały już na terytorium Księstwa, bez większych trudności prąc na zachód. W negocjacjach z Polakami car zyskał zdecydowanie większą swobodę manewru. Inicjatywy polskiej nie odrzucił, prowadził jednak ostrożną grę dyplomatyczną z Prusami i Austrią w celu stworzenia potężnej antynapoleońskiej koalicji. Nie chciał zatem komplikować sobie rokowań z nimi wyraźną deklaracją gotowości do odbudowy Polski. Dla Polaków miał jedną radę: zdać się na jego zręczność dyplomatyczną i dobrą wolę, a przede wszystkim wycofać się z dalszej walki u boku Napoleona.
Po powrocie z kampanii Poniatowski został wtajemniczony w plany części ministrów. Wiedział, że z punktu widzenia zobowiązań wobec Fryderyka Augusta i Napoleona jako protektora Księstwa i sprawy polskiej tajne negocjacje z władcą Rosji stanowią zdradę stanu. Dla wodza naczelnego i człowieka honoru rezygnacja z dalszej walki u boku dotychczasowego sojusznika stanowiłaby również czyn moralnie dwuznaczny. Niewątpliwie jednak przemawiały do niego niektóre z argumentów zwolenników opuszczenia obozu napoleońskiego – przede wszystkim groźba ponownego rozdarcia Księstwa między Austrię, Prusy a Rosję w razie klęski cesarza. Nie sposób było również uchylić się od odpowiedzi na pytanie o sens ponoszonych dotąd ofiar: „My dla Polski, dla ojczyzny przelewaliśmy krew i ofiary czynili, nie zaś dla Francji. Ktokolwiek nam tę Polskę da, powinniśmy z nim trzymać” – argumentował jeden z ministrów.
Poniatowski do spisku wprawdzie nie przystąpił, ale nie poinformował też Napoleona o jego istnieniu. Szanse powodzenia akcji oceniał sceptycznie, jednak nie zamierzał ich niweczyć. Jak donosiła jedna z osób w nią wtajemniczonych: „»Bankier« (taki kryptonim nosił książę w korespondencji spiskowców) ogólnym obietnicom [cara] nie wierzy; postrzega w nich tylko miękką wolę i mówi, iż z nich przekonał się, że łudzą, a Polski nie chcą i nie zrobią’”. Zwolennicy porozumienia z Aleksandrem I zauważali jednak, że książę, choć „mało wierzy; zawsze jednak do rzeczy jasnej i pewnej, tudzież do rozejmu pewnego i uczciwego przystąpi”. Oczekiwał on wyraźnych gwarancji odbudowy Polski – podobnie, jak prosił o nie Napoleona w 1807 r. Zatrzymał się z wojskiem w Krakowie i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Nadal mógł opuścić kraj i pomaszerować na spotkanie z Napoleonem lub pozostać w mieście. Zwolennicy porozumienia z Aleksandrem I radzili księciu, by ogłosił neutralność polskiej armii lub natarł na przeważające siły rosyjskie, by przegrać bitwę i skapitulować, czyniąc zadość wojskowemu honorowi i zachowując pozory sojuszniczej wierności wobec cesarza Francuzów, a zarazem faktycznie wycofując się z dalszej walki. Stronnicy Napoleona domagali się obrony kraju lub ewakuacji wojska do Saksonii. Fryderyk August z kolei pozostawił Poniatowskiemu niemal pełną swobodę decyzji co do dalszych działań.
Dwa pistolety
Ku zaskoczeniu wtajemniczonych w negocjacje z carem, wbrew jego zapewnieniom, dowódca zbliżającego się do miasta zgrupowania rosyjskiego zamiast rozpocząć negocjacje w sprawie zawieszenia broni, zażądał od Poniatowskiego kapitulacji. Książę mógł wybierać między Napoleonem a Aleksandrem I, nikt nie zdjął jednak z jego ramion brzemienia odpowiedzialności. Odtwarzana z dużym wysiłkiem armia mogła zostać natychmiast zniszczona przez Rosjan lub zmuszona do kapitulacji. Zneutralizowana nie stanowiłaby już liczącego się czynnika politycznego. Z kolei kontynuacja walki u boku Napoleona w wypadku jego klęski mogła oznaczać błędny wybór polityczny i zaprzepaszczenie ewentualnych szans związanych z protektoratem Aleksandra I nad sprawą polską. Car czy cesarz?
Jeden ze znajomych księcia, wchodząc rankiem do jego sypialni, dostrzegł leżącą na nocnym stoliku parę pistoletów: „Dziś je w nocy dwa razy miałem w ręku, chciałem w łeb sobie strzelać, aby wyjść z tak trudnego położenia, ale na koniec powziąłem determinację – nie odstąpię Napoleona. Konfederacja i władze krajowe niech robią, co chcą […], w politykę się nie wdaję, jak żołnierz honoru mego strzegę” – oświadczyć miał Poniatowski.
7 maja wojsko polskie rozpoczęło marsz do Saksonii, który dla wielu jego uczestników i samego wodza zakończył się pod murami Lipska. Książe uznał, że gra prowadzona przez Aleksandra I z Polakami nie była oparta na przejrzystych regułach. Podjęcie jej oznaczało całkowite zdanie się na łaskę cara. W tej sytuacji, spośród władców Europy, to Napoleon nadal dawał Polakom najwięcej – pozostawał protektorem Księstwa Warszawskiego i nie odżegnywał się otwarcie od poparcia idei odbudowy Polski. Nadal też mógł wygrać wojnę i wprowadzić kwestię polską do przyszłych negocjacji pokojowych. Wybór dokonany przez ks. Józefa – w 1813 r. już nie tylko wodza, lecz także męża stanu godził zatem honor wojskowy z trzeźwą, choć trudną kalkulacją polityczną.
Jesienią 1813 r. Poniatowski był już kimś więcej niż „księciem Pepim”
Klęska Napoleona w Rosji, której Książe był świadkiem jako dowódca V korpusu, postawiła go w niezwykle trudnej sytuacji