Swiat mondrosci pelen jest wszelakiey...Dobrzeby Bogu y Narodowi posluzyc dla dobra takowego, wzdy nie lacno krai occzysty zostawic dla onych mondrosci lezonciech za siedzmi gorami a siedzmi morzami”. Tak w roku 1625 rozpoczął swój „Pamiętnik Handlowca” Zbigniew Stefański, jeden z pięciu Polaków, którzy znaleźli się w Jamestown, pierwszej angielskiej osadzie w Ameryce. Polaków, którzy bez wątpienia przyczynili się do przetrwania wioski, a tym samym do powstania Stanów Zjednoczonych.
Do trzech razy sztuka
Cofnijmy się jednak w czasie. W 1606 r. angielski król Jakub I powołał spółkę pod nazwą Virginia Company. Udziałowcy otrzymali monopol na handel z Indianami, wydobycie minerałów i innych surowców. Jednak dwie pierwsze próby osadnictwa anglosaskiego w Ameryce zakończyły się niepowodzeniem, nie przeżył ani jeden osadnik. Rok później zorganizowano trzecią wyprawę. Trzy statki „Susan Constant”, „Gospel” i „Discovery”, przywiozły grupę 104 osadników. Kierowani przez kapitana Johna Smitha, 14 maja 1607 r. dotarli oni nad rzekę James w Wirginii. Tutaj na wyspie założyli historyczną dziś osadę pod nazwą Jamestown.
Płynący z Londynu pionierzy liczyli na łatwy zarobek, wyobrażając sobie Amerykę jako kraj mlekiem i miodem (a raczej złotem i srebrem) płynący. W przeciwieństwie do Hiszpanów w Ameryce Południowej, złota ani srebra nie znaleźli. Za to pojawiły się problemy. Podstawowym był brak wykwalifikowanej siły roboczej. Gros przybyłych do Jamestown osadników nie miała pojęcia o pracy. Byli to w części nienawykli do pracy fizycznej ludzie stanu szlacheckiego. W części zaś ci, którzy zapewne świetnie radzili sobie w świecie pieniędzy i interesów, ale nie zamierzali zajmować się karczowaniem lasów czy rzemiosłem.
Na ratunek
Kapitan John Smith w swoich wspomnieniach „The True Travels” (Londyn 1629) z wielką pogardą pisze o swoich towarzyszach, nazywając ich „vagabond gentelmen”. Jednak dzięki temu, że nieprzywykłym do pracy fizycznej i jakiejkolwiek dyscypliny awanturnikom potrafił narzucić swoją wolę, powstały pierwsze domy i palisada chroniąca osadę przed atakami Indian. A nie było to wcale łatwe. Osiedlili się bowiem na terenach bagiennych o niekorzystnym klimacie i z ziemią nienadającą się do uprawy. Brak świeżej i czystej wody, zmniejszające się zapasy jedzenia sprawiały, że choroby dziesiątkowały kolonistów, trwały nieustanne waśnie i intrygi. Zaledwie rok wystarczył, by osada zaczęła stopniowo popadać w ruinę. I kiedy wydawało się, że Jamestown podzieli los poprzednich kolonii, kapitan John Smith zadziałał. Dzięki jego interwencji u samego króla, wydano zgodę na sprowadzenie do kolonii obcokrajowców – Holendrów lub Niemców (byli oni nazywani Dutch) i Polaków.
Kapitan Smith znał Rzeczpospolitą i jej mieszkańców. Gdy opuścił ojczystą Anglię, przez wiele lat wędrował po Europie w poszukiwaniu przygód. Brał udział w wojnie węgiersko-tureckiej, podczas której dostał się do tureckiej niewoli. Udało mu się uciec i przez Rzeczpospolitą wrócił do Anglii. W swoich wspomnieniach z wdzięcznością opisywał gościnność i pomoc, jaką okazali mu Polacy. Zapamiętał ich jako ludzi twórczych, lojalnych i pracowitych.
Fachowcy
1 października 1608 r. na statku „Mary and Margaret” pod dowództwem kpt. Christophera Newporta, do Jamestown przybyło pięciu pierwszych polskich osadników. Byli to dwaj szlachcice: Michał Łowicki z Londynu i Jan Bogdan z Kołomyi oraz rzemieślnicy: Zbigniew Stefański, Jan (Jur) Mata i Stanisław Sadowski.
„Dzieki ci Boże wszechmogący, bondź błogosławion iże wedle woley a sprawy Twoyei swientei, szczęśliwie przestąpilim te głebie nieogarnione.” Tymi słowami Polacy powitali nowy ląd. Sytuację jaką tam zastali Stefański tak opisuje: „Sadno biedy we Wirginiyey w obyczajach ty osady było. Drwa pod budowe malo, nicz tam tarli, smoly ani pakul, śkla takoz ni ocz, zasie swady a gniewow cale obruszenie! Ci fachowcy w produkcji szkła, smoły, dziegciu, ługu i potasu od razu zabrali się do pracy. Tak to opisywał Stefanski: „Yur Mata co to yi Yaskiem tyz zowali, do mydla byl obran, zasie Yan Bogdan co w Danzigu okręty budowal, ostal do tak onego budowku, Stach Sadowski z Radomia co domy budowal y tarl drwa na dechy do tego tez był porwan. Ya zasie do szklarstwa powolan był...” Przysługiwało im wynagrodzenie w naturze i zapłata pieniężna – 36 szylingów miesięcznie.
Zaraz po przybyciu Polacy zapewnili osadzie świeżą wodę, bo wykopali pierwszą studnię. To oni zbudowali piec hutniczy do wyrobu szkła. Produkty szklane wymieniano z ludnością indiańską na jakże potrzebne pożywienie. To oni produkowali smołę i dziegć niezbędne do budowy i remontu statków. W trzy miesiące wyprodukowano około 16 tysięcy funtów smoły, dziegciu i ługu. To oni wznosili domy i fortyfikacje.
Polacy szybko zyskali sobie sympatię kapitana Smitha. Nie stało się jednak tak z Holendrami (Niemcami). O nich to John Smith pisał: ”byli to ludzie dziesięć razy zdolniejsi do zepsucia osady, niż do rozpoczęcia lub do pomocy w jej utrzymaniu.”
Twarde, lecz skuteczne rządy kapitana Smitha, które zapewniły rozwój kolonii zostały przerwane w październiku 1609 r. Kapitan ranny wskutek eksplozji prochu zdecydował się na powrót do Anglii. Kilku Polaków z Jamestown postanowiło wyjechać wraz z nim. Stefański pisał: „W zeszlym lecie naszlim samo biede, teraz ostawilim dusz do 500, pośrzod nich do 100 w wojsku obytych, prochu, strzelb, halabardow az nadto do obrony...Domów zasie iuz wei ze 60 barz wiele naszy budowy...”
Przybywają posiłki
Gdy zabrakło kapitana Smitha w osadzie znów wybuchły się poważne konflikty. Ciężka zima, napady Indian, choroby i głód dziesiątkowały ludzi. Zjadano skóry końskie, węże wodne, a nawet własne buty. Zdarzały się wypadki ludożerstwa. Jedynie 60 spośród pierwszych osadników przetrwało klęskę głodu i zimę roku 1609. Osadę uratowało przybycie w 1610 r. flotylli statków angielskich pod dowództwem lorda Thomasa De la Warr. Wraz z nim przybyli, tym razem w większej liczbie, Polacy. Zbigniew Stefański zanotował:
„... z okrenty wiency naszych kompanow z Londynu w Wirginiyey wysypowali. Iawili się Mateusz Granza, Alberus Malaszko, Ianko Kulawy, Gwidon Stoika, Tomasz Mientus y Karol Zrenica...” Za namową lorda De la Warr powrócili do Jamestown Stefański i Bogdan, zabierając poznane w Holandii narzeczone, Berthę i Anne.
W Jamestown mieszkało wtedy blisko 50 Polaków. W relacji Jakuba Rolfe'a o stanie kolonii znajduje się informacja, że w okolicach Jamestown są wytwórnie smoły, dziegciu, potasu, węgla drzewnego i inne. Tylko Polacy potrafili to produkować. Podobnie, według Stefańskiego, pierwszym lekarzem w kolonii był Wawrzyniec Bohun: ...zawdy pilnie rozwazalim co ony doktor powiedział. Zawdy przecie nam o Białestoku wspominki poczynał...”
Z 1616 r. pochodzi informacja, że w bitwie z Indianami odznaczył się Polak o imieniu Robert, który podczas walki wziął do niewoli jednego z wodzów indiańskich. W 1620 r. w niespodziewanym ataku Indian zginął „Matthew a Polander”, Mateusz Gamza.
Nic o nas bez nas
W 1618 r. Wirginia otrzymała od króla angielskiego ograniczoną autonomię, w ramach której osadnicy mieli wybrać swoich przedstawicieli do własnego zgromadzenia ustawodawczego, House of Burgesses. Polacy mieszkający w Jamestown również zamierzali wziąć udział w głosowaniu. Usłyszeli jednak, że prawo to dotyczy tylko poddanych angielskich, a nie obcokrajowców. Porzucili więc pracę, a Zbigniew Stefanski skomentował to tak: „Angliczyki iako zbytne łgorze, omylne obietnice dawali nam Polachom, omylne dekreta, w ponizenie nas kładonc...” Rozpoczął się pierwszy polityczny strajk w historii Ameryki. Jednak nie był to strajk o warunki pracy czy płacy. Polacy walczyli o prawa obywatelskie i polityczne. Strajk był niezwykle skuteczny. Zdumieni Anglicy szybko zorientowali się, jak dotkliwe mogą być jego skutki ekonomiczne. Sprawa dotarła do Londynu.
W księdze „The Court Book of Virginia” w zapisie z 21 lipca 1616 r. zanotowano: „W sprawie sporu Polaków zamieszkałych w Wirginii postanowiono teraz, że mają być obdarzeni prawem głosu i uczynieni tak wolnymi jak każdy inny mieszkaniec tamtejszy. Aby ich zręczność w robieniu smoły, dziegciu i ługu nie zginęła wraz z tymi, postanowiono, że niektórzy młodzieńcy mają być przydatni do wyuczenia się ich zręczności i wiedzy w tym fachu dla dobra przyszłości kraju.”
W roku 1618 w kolonii żyło około 600 osadników. W latach 1618-1624 z Anglii przypłynęło do Wirginii 3570 emigrantów. Polacy teraz zajmowali się budową domów dla nowoprzybyłych. Jednak około trzy tysiące z nich zmarło z głodu i chorób. Indiańska masakra z roku 1622 pochłonęła 347 ofiar. Część osadników wracała potem do Anglii, Polacy jednak w większości zostali. Otrzymywali przydziały ziemi, stawali się farmerami. Jednak nie mieli prawa do uprawy tytoniu, którego plantacje stały się bardzo dochodowe.
W roku 1622 Stefański powrócił do Europy: „...po dwienasciech lecia moyi Berty, a tzynasciech moyich we Wirginiyey, tesknica toko to mojo Bertke pocienglo do Harlamu, do yi oćców a powinowatych...Bogday prawda, dosc sie oczy naszemi przypatrywali na ty zywot zamorszczy...Kiedy zywot nadmierznie w onym kraju...ize sam bylech po temu – na pirszy okrent weslim y Wirginiyey ostawilim na wieki”. […] „Bogdan y Anna ostali, iakoz y drugie Polachy, nie widali rezony bych ienkszego chleba gdzieys wypatrywac… Bogdan tabak plantowal, a ienksze wei ondziez się oporzondzili… Nimalo w nawyk onym naszlo...”
Zbigniew Stefański z żoną Bertą osiadł w Holandii. Tam też w roku 1625 opublikował swoje pamiętniki: „Memorarialium Commercatolis”. Kończą się one tak: „W ziwocie naszem Polszem nie zawzdy zasie y czas bywa po temu, izby we świat wielgi pomykac, aby od innych zyszczeć nauk siła, na potym od postronnych narodow przykład pobrawszy, u nas zic takoz zacnie y zyszczec posluch y respectum od namoznieyszych kraiow inkszych...”
Tekst pamiętnika Zbigniewa Stefańskiego jest przez niektórych badaczy uznany za apokryf. Fakt pobytu i działania polskich osadników w Jamestown nie budzi wszakże żadnych wątpliwości. Szkoda jednak, że zasługi Polaków u zarania anglosaskiego osadnictwa w USA nie są znane. O ile o pielgrzymach ze statku „Mayflower”, którzy przybyli do Ameryki w 1620 r., pisze się we wszystkich podręcznikach do nauki historii w Stanach Zjednoczonych, to o Polakach, którzy byli pionierami nie tylko przemysłu amerykańskiego, ale również ojcami amerykańskiej demokracji, w opracowaniach tych w ogóle się nie wspomina. Do chwalebnych wyjątków należały wypowiedzi i działania niektórych kongresmanów amerykańskich. W 1958 r., w 350 rocznicę przybycia polskich osadników do Ameryki, kongresman republikański z New Jersey, Frank C. Osmers w przemówieniu w Kongresie Stanów Zjednoczonych powiedział: „Polacy wraz z kapitanem Smithem przebijali się przez lasy, torując drogę i zakładając pierwsze fabryki w Nowym Świecie. (…) Nie korzyści ekonomiczne były motywem tego strajku, lecz walka o zasadę powszechnego prawa wyborczego.”
Co roku Jamestown odwiedzane jest przez setki tysięcy turystów a w tamtejszym wspaniałym Muzeum jedyna wzmianka o Polakach to maleńka tablica pamiątkowa na... muzealnym parkingu!
Eugeniusz Starky
KUP E-WYDANIE