Żaden z epizodów hiszpańskiej wojny domowej 1936-1939 nie poruszył tak silnie światowej opinii publicznej jak zbombardowanie baskijskiego miasta Guerniki. Choć w ubiegłym roku minęło już 80 lat od tego wydarzenia, to spór ten trwa nadal. Zbombardowanie miejscowości urosło do rangi symbolu. Stanowi jeden z fundamentalnych mitów lewicy mających świadczyć o jej wyższości moralnej. Przyczyniły się do tego nie tylko publikacje prasowe, ale przede wszystkim wstrząsające w swojej wymowie dzieło Pabla Picassa „Guernica”. Miało być przestrogą dla ludzkości, swoistym memento, że niebawem ci, którzy zrównali z ziemią to baskijskie i katolickie miasto, podpalą Europę. Piętnowało nie tylko jeden z pierwszych w historii terrorystyczny atak bombowy, ale stało się później oskarżeniem wojny totalnej w ogóle. Narracja ta tak silnie weszła w obieg, że lewica w USA przyrównywała ataki dokonywane przez amerykańskie lotnictwo na Wietnam Północny do „bestialskiego nalotu” na Guernikę.
Kiedy prawie 20 lat temu razem z prof. Janem Markiem Chodakiewiczem pisaliśmy tekst o zniszczeniu Guerniki pt. „Malarz i obraz” miałem okazję sprawdzać niemieckie archiwa, m.in. poczdamski Instytut Badań nad Historią Sił Zbrojnych (MGFA). Niestety, podstawowy zbiór informacji o nalocie, czyli Archiv der Legion Condor uległ w większości zniszczeniu podczas II wojny światowej. Natomiast w przeciwieństwie do dokumentacji niemieckiej ocalały archiwa włoskiej Aviazione Legionaria w Rzymie. Głównie stamtąd pochodzi wiedza o udziale trzech włoskich bombowców Savoia-Marchetti SM.79 w powietrznym ataku, ale przede wszystkim o celach wyznaczonych lotnikom. Były nimi dworzec kolejowy, most Renteira i położona obok droga dojazdowa. Podobnie myśleli Niemcy, którzy uznali zniszczenie przeprawy na rzece Oca za główne zadanie Legionu Condor.
Nalot
W dyspozycji sił ekspedycyjnych III Rzeszy na terenie północnej Hiszpanii znajdowały się tego dnia tylko trzy samoloty nadające się najlepiej do punktowego bombardowania. Były to dwupłatowe Henschel Hs 123 uzbrojone w jedną 200-kilogramową bombą każdy i skonstruowane specjalnie do niszczenia takich obiektów jak mosty. Prawdopodobieństwo trafienia w przypadku tej maszyny sięgało prawie 100 procent. To właśnie one pojawiły się pierwsze nad miastem ok. godz. 16.30. Kiedy załogi rozpoznały cel piloci przystąpiły do precyzyjnego ataku, zwalniając uchwyty bomb. Jednak nie trafiła żadna. Prawie razem z nimi nad mostem znalazł się średni bombowiec Heinkel He-111 (inne źródła podają, że był to Dornier Do-17), który również zrzucił swój ładunek, usiłując trafić w to samo miejsce. Także chybił.
Zgodnie z założeniem Freiherra von Richthofena w pierwszej fazie nalotu miały wziąć udział tylko pojedyncze maszyny z zadaniem niszczenia konkretnych celów. Teraz z kolei do akcji przystąpili Włosi. Dwie maszyny Savoia-Marchetti z ładunkiem kilkudziesięciu 50-kilogramowych bomb skupiły się na ocalałym moście, a trzeci bombowiec uzbrojony w „ćwierćtonówki” usiłował zniszczyć dworzec kolejowy. Bombowce Aviazione Legionaria leciały na pułapie 3500 metrów, a przy jakości ówczesnych celowników trafienie w tak mały cel graniczyło z niemożliwością. Most stał jak stał, a zamiast w budynek stacji jedna z bomb uderzyła w skupisko uchodźców koczujących na zewnątrz dworca. Wtedy nadleciały jeszcze myśliwskie maszyny typu Heinkel 51 przerobione na szturmowce z podczepioną pod kadłub jedną bombą. Te celowały z jako takim skutkiem w domy stojące najbliżej ulicy San Juan łączącej most ze śródmieściem.
Druga fala, która doleciała o 17:15 składała się z trzech eskadr (18 maszyn) transportowych Junkersów Ju-52 przerobionych, podobnie jak małe Heinkle, na bombowce. „Ciotki-Ju” niosły ze sobą 250-kilogramowe bomby burzące i małe ładunki zapalające o wadze jednego kilograma zwane Termita VB/88. Atakowały w 20-minutowych odstępach przez dwie i pół godziny. Cel był już od jakiegoś czasu praktycznie niewidoczny, bo w dole unosiły się gęste kłęby kurzu i dymu gnane silnym, wiejącym z północny wiatrem nad przedmieścia, położone pomiędzy rzeką Oca, centrum Guerniki i dworcem. W tej sytuacji lotnicy celowali „w chmurę” czyli na „chybił trafił”. Ten nalot spowodował największe zniszczenia. Ostatnie uderzenie miało miejsce o 19:30, choć piloci meldowali kompletny brak widoczności celu i skali dokonanych zniszczeń. Żaden z biorących udział w akcji samolotów nie oddał ani jednej serii z karabinu maszynowego do ludności cywilnej.
Dlaczego Guernica
Według najnowszego (2014) powstałego w koprodukcji baskijsko-niemieckiej, wspieranej przez lokalny rząd i Fundację im. Hansa Boecklera filmu dokumentalnego pt. „Legion Condor – przeszłość i teraźniejszość zbrodni wojennej”, sprawa jest jasna. Terrorystyczny nalot na Guernicę miał być karą dla katolickich Basków za „zdradzieckie opowiedzenie się po stronie czerwonych”. Według autorów filmu słowa te miał rzekomo wyrzec kardynał i arcybiskup Toledo Isidro Gomá y Tomá do nowo mianowanego dowódcy frontu głównego i szefa Narodowej Armii Północy gen. Emilio Mola. Pierwotnie Mola chciał zrównać z ziemią Bilbao, ale napotkał stanowczy sprzeciw Freiherra von Richthofena. Niemiec prawie w ataku szału miał wykrzyczeć, że nie niszczy się ośrodków przemysłowych, do których niebawem ma się wkroczyć. By załagodzić konflikt szef sztabu Legionu Condor jakoby zaproponował wariant „B” – bombardowanie bezbronnej, pozbawionej przemysłu stolicy kraju Basków – Guerniki. W dodatku zniszczenie tego miasta pełnego narodowych baskijskich symboli, takich jak słynny dąb Gernikako Arbola, pod którym składali przysięgę dochowania wolności baskijskich królowie Kastylii czy najstarszej siedziby władz, miało złamać morale hardej ludności.
Niestety, żaden z tych argumentów nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością, umiejscawiając ten film na długiej półce wypełnionej od początku do końca fałszywymi mitami. Po pierwsze, Guernica była ważnym węzłem komunikacyjnym. Przez tamtejszą stację kolejową wojska republikańskie przywoziły nowe oddziały i sprzęt. Po drugie, na przedmieściach znajdowały się dwie fabryki broni oraz jedna amunicji, które działały na potrzeby wojny pełną parą. W końcu po trzecie, front przebiegał zaledwie 14 km od miasta, a przez kamienny most i przedmieścia Renteria w Guernice wycofywały się za rzekę Oca stopniowo spychane przez frankistów odziały baskijskich wojsk. Potwierdzają to zapisy w dzienniku von Richthofena, który jasno stwierdza, że bombowce „zostały skierowane do Guerniki, by zatrzymać i zakłócić wycofywanie się czerwonych, którzy musieli tamtędy przejść”. Nie należy również zapominać, że dwa baskijskie miasta Guernica oraz Durango stanowiły potencjalne punkty największego oporu znajdujące się na drodze do serca przemysłowego Hiszpanii, czyli prowincji: Asturia, Santander i Vizcaya (Biskaja).
Niemiecki historyk wojskowości, płk Klaus A. Maier z poczdamskiego MGFA jest autorem jednego z najpoważniejszych, współczesnych opracowań niemieckiej interwencji w hiszpańskiej wojnie domowej i zniszczenia Guerniki (Die deutsche Intervention in Spanien und der „Fall Guernica“). Uczestniczył w wielkiej konferencji poświęconej temu tematowi, która odbyła się w Berlinie. Brali w niej udział historycy (hiszpańscy wówczas), obecny burmistrz Guernika i naoczni żyjący jeszcze wtedy świadkowie. Zdaniem Maiera wszystkie drogi, którymi wycofywali się republikanie w kierunku Bilbao, prowadziły przez Guernikę.
– Na północ od miasta rozciągały się nieprzejezdne góry, a od południa z przeciwnej strony nacierały wojska gen. Franco. Aby przeszkodzić Republikanom w odwrocie należało zerwać most na przedmieściach. Z powodu niedokładności ówczesnych urządzeń celowniczych bomby zrzucane na most chybiały. Freiherr von Richthofen, który zaplanował nalot, liczył się z taką możliwością i nakazał dodatkowo zniszczenie grupy domów na przedmieściu Renteria, których gruzy miały zablokować szosę – jedyną drogę odwrotu wojsk republikańskich – tłumaczył Maier.
Narodziny mitu
Ojcem chrzestnym narracji, jakoby to nalot Legionu Condor i Aviazione Legionaria miał na celu sterroryzowanie ludności baskijskiej Guerniki, był „postępowy” publicysta brytyjski George Lowther Steer (1909-1944). W czasie hiszpańskiej wojny domowej pracował jako specjalny korespondent wojenny i pisał m.in. do angielskiego „The Times“. Jego relacja naocznego świadka zrównania z ziemia miasta, poruszyła świat i stała się początkiem medialnego mitu tej tragedii. „Prawie cała starówka miasta, centrum baskijskiej tradycji i kultury, legła w gruzach – pisał na łamach „The Times“ – zniszczona wczoraj po południu przez powietrzny rajd. Bombardowanie tego otwartego miasta położonego na tyłach linii frontu trwało ponad trzy godziny i przeprowadzone zostało siłami niemieckiej floty powietrznej. Atakowały je bombowce Junkers i Heinkel przy wsparciu myśliwców. (…) Te ostatnie pikowały nisko, odstrzeliwując ogniem karabinów maszynowych. (…) Guernika była obiektem pozbawionym militarnego znaczenia. (…) Atak miał na celu demoralizacje ludności cywilnej poprzez zniszczenie kolebki ludu baskijskiego.
– Pisząc swój reportaż Steer konfabulował – stwierdza płk Maier z MGFA – W nalocie na Guernikę nie wzięły udziału żadne myśliwce.
Czy więc treść korespondencji Steera rzeczywiście mijała się z prawdą? Gazeta ozdobiła ją nawet nagłówkiem „Atak z powietrza zniszczył Guernikę – relacja naocznego świadka“. Okazuje się jednak, że Steera w dniu nalotu nie było w mieście. Ten sam dziennik pół wieku później przyznał, że w czasie kiedy na przedmieścia Guerniki sypały się bomby, korespondent wraz ze swoim kolegą z agencji Reutera wyjeżdżali akurat samochodem z Bilbao. Przejeżdżając przez wieś Ambacegui dostali się pod ostrzał niemieckich samolotów. Zawrócili więc z drogi. Dopiero wieczorem, siedząc przy kolacji dowiedzieli się, że Guernika została zbombardowana. Jak pisze „The Times“ Steerowi udało się tam dotrzeć dopiero nocą i sporządzić relacje, którą wysłał następnego dnia. Informacje otrzymane od Steera dodatkowo „obrobił“ niezrównany szef propagandy Kominternu na Europę, niemiecki komunista Willi Münzenberg. Technikę jego działania opisał liberalny historyk brytyjski Norman Davis w dziele „Europe: A History“: „Pracując z sowieckimi szpiegami. [Münzenberg] doprowadził do perfekcji sztukę wykonywania tajnej roboty w pełnym świetle dnia. Stworzył program całej serii kampanii protestu: »antymilitaryzm« i przede wszystkim »antyfaszyzm«. Celem tych akcji były życzliwe środowiska w Berlinie, Paryżu i Londynie. (…) Ludzie ci z oburzeniem zaprzeczyliby, że są manipulowani. Wśród nich znajdowali się pisarze, artyści, redaktorzy, lewicowi wydawcy oraz ostrożnie wyselekcjonowane gwiazdy – stąd Romain Rolland, Louis Aragon, André Malraux, Heinrich Mann, Bertold Brecht (…) oraz połowa członków [literackiego] Bloomsbery Set”.
Poligon wrogów Polski
Herbert Southworth w pracy „Guernica! Guernica! A Study of Journalism, Diplomacy, Propaganda and History“ argumentuje, że największy wkład w popularyzację mitu miał słynny artysta Pablo Picasso, autor wiekopomnego płótna symbolizującego tragedię miasta. Ale Picasso stworzył malarski symbol koronujący setki artykułów, jakie spłodziła „postępowa“ prasa według wzorów Steera i Münzenberga. Obowiązującą wersję według narracji Steera, wzmocnioną malarskim przekazem Pabla Picassa, powtarzają prawie wszyscy historycy zajmujący się dziejami wojny w Hiszpanii.
Większość polskiego społeczeństwa nie wie co naprawdę zdarzyło się w Hiszpanii. Sytuację tę umiejętnie wykorzystuje lewica.
– Legionem Condor, który bombardował Madryt, Barcelonę, dowodził hitlerowski generał von Richthofen – stwierdził Eugeniusz Szyr, były członek komunistycznych Brygad Międzynarodowych, które walczyły w Hiszpanii po stronie Republiki. – Pięć miesięcy po tym jak padł Madryt, von Richthofen kierował nalotami na Warszawę. To walczyć z nim było wbrew interesom Polski?
Wolfram Freiherr von Richthofen nie był jeszcze wtedy generałem i dowódcą, tylko pułkownikiem i szefem sztabu. Legionem Condor dowodził zaś gen. Hugo Sperrle. Pod Madrytem piloci Legionu Condor bombardowali bolszewickie czołgi dowodzone przez gen. Pawłowa – tego samego, który 17 września 1939 roku stał na czele wojsk sowieckiego Frontu Zachodniego wkraczającego do Polski. Czy zatem pod Madrytem von Richthofen działał w interesie Polski i należy wystawić mu za to pomnik, czy to może Pawłow z Szyrem strzelając do von Richthofena bronili naszej racji stanu?
Tekst ten jest rozszerzoną wersją artykułu „Miasto i obraz“ autorstwa Marka Jana Chodakiewicza i Andrzeja Rafała Potockiego, który ukazał się w dzienniku „Życie“ 27 czerwca 1998 r.
KUP E-WYDANIE