Nie wymaga chyba wyjaśniania, że wśród głównych aktorów tych wydarzeń rolę pierwszoplanową odgrywał Józef Piłsudski, nie bez racji przez wielu nazywany twórcą odrodzonej niepodległości. No właśnie, pierwsze skojarzenia przychodzące na myśl przy tym nazwisku, to wódz, strateg, polityk, bojowiec, lewicowiec, działacz niepodległościowy, twórca polskiego wojska, wreszcie dla niektórych terrorysta, dyktator, bandyta nawet, ale pisarz, twórca, subtelny analityk? Z tym raczej Marszałek, najdelikatniej mówiąc, nam się nie kojarzy.
To zapewne skutek po pierwsze, swoistej autokreacji samego Piłsudskiego, który lubił się przedstawiać przede wszystkim jako pragmatyk polityki i żołnierz, o mocno „niewyparzonej gębie”, po drugie, negatywnej legendy Marszałka pilnie tworzonej na całe dekady przed komunizmem (kiedy w zasadzie o Piłsudskim nie mówiono w ogóle) głównie przez środowiska endeckie przedstawiającej twórcę legionów jako tępego zupaka i brutalnego chama obdarzonego po prostu niezwykłym szczęściem, w każdym razie intelektem i kulturą niedorastającego do pięt takim teoretykom jak choćby Dmowski. Po trzecie, nieco paradoksalnie, obowiązkowego po 1926 r. swoistego kultu Marszałka, który pozwalał widzieć go wyłącznie niemal w charakterze spiżowego męża opatrznościowego całej ojczyzny, tym samym marginalizując wszelkie sfery działalności niekoniecznie typowe dla tego obrazu „zesłanego nam przez Opatrzność wodza i Ojca Niepodległości”.
Człowiek także pióra
Tymczasem Józef Piłsudski przez całe dekady poprzedzające II Rzeczpospolitą był nie tylko (choć z pewnością przede wszystkim) działaczem niepodległościowym, ale także najważniejszym chyba po lewej stronie polskiej polityki publicystą, redaktorem naczelnym (a często jedynym) pepeesowskiego „Robotnika” i autorem licznych drobnych tekstów oraz bardzo poważnych opracowań – głównie z zakresu historii wojskowości. Dla wielu z państwa – sięgających wszak po miesięcznik historyczny – nie jest to z pewnością nic nowego. Choćby dlatego, że mimo marginalizowania w polskich dziejach roli Piłsudskiego nie udało się z pamięci społecznej i zainteresowania wydawców (najpierw podziemnych, a po 1989 r. oficjalnych) wymazać przynajmniej trzech najważniejszych jego prac. Mam tu na myśli „Bibułę”, „Moje pierwsze boje” oraz rzecz jasna „Rok 1920”.
Pierwsza to wydany w 1903 r. fascynujący po dziś dzień swoisty dokument przedstawiający warunki i sposoby działania podziemnego drukarstwa i kolportażu. Broszurę tę, bo ze względu na rozmiary trudno nazwać ją książką, napisał autor tak żywym językiem i zawarł jednocześnie tak wiele fascynujących detali (ale i generaliów) podziemnej działalności drukarskiej, że po dziś dzień czyta się ją z „płonącymi uszami”. O tym, jak ważna była to publikacja, świadczy choćby to, jak wielu niezależnych wydawców z lat III obiegu powoływało się na tę pracę będącą dla nich zarówno inspiracją, jak i nader pomocnym instruktażem, mimo wszystkich historycznych i technicznych zmian. „Moje pierwsze boje” to z kolei wspomnienia z lat walk legionowych spisane w więzieniu magdeburskim. Także tutaj dał się zauważyć swoisty temperament literacki Piłsudskiego, nie jest to bowiem wbrew pozorom ani czysto osobiste, beletryzowane wspomnienie, ani sucha, cezariańska relacja z kolejnych walk i potyczek suto ilustrowana wojskową terminologią. To przede wszystkim zapis decyzji, wahań i nastrojów ówczesnego społeczeństwa polskiego i samego autora – tekst często emocjonalny, mięsisty, ale nieepatujący przesadnie sobą. Wreszcie „Rok 1920” będący w zasadzie odpowiedzią na analogiczną broszurę Tuchaczewskiego, ale także, jeśli nie przede wszystkim, sformułowanie – znów bardzo wciągające i dobrze napisane – własnego stanowiska i ostra krytyka ówczesnych analiz tego wydarzenia. Warto pamiętać, że tekst ten powstał w tzw. okresie sulejowskim (konkretnie w 1923 r.), a więc w czasie, kiedy Marszałek był bezprzykładnie i wyjątkowo brutalnie atakowany, a niepoślednią częścią tej nagonki było kwestionowanie roli dowódczej, a nawet samego udziału Piłsudskiego w bitwie warszawskiej i całej wojnie polsko-bolszewickiej.
Każdy, kto przeczyta którykolwiek (choć serdecznie polecam lekturę wszystkich!) ze wspomnianych powyżej tekstów, przekona się, że Józef Piłsudski był autorem sprawnym, ciekawym, piszącym żywym, bogatym językiem, a przy tym twórcą obdarzonym wielkim poczuciem humoru i nielichą umiejętnością konstruowania zajmujących, dłuższych tekstów. Co – przynajmniej z mojego punktu widzenia – równie ważne pisał prawie bez nieznośnej stylistycznej maniery młodopolskiej. Widać tu wyraźnie solidne doświadczenie dziennikarskie – Piłsudski chce i umie pisać tak, by zaciekawić, wciągnąć we własną narrację czytelnika nieprzygotowanego być może nawet niespecjalnie zainteresowanego tematem. Krótko mówiąc, Marszałek miał bez wątpienia talent literacki i to wcale niepośledni.
Przyznajmy jednak tu uczciwie, że sam talent i kilka tekstów wspomnieniowych czy popularnohistorycznych czynią co prawda autorem, ale jeszcze nie pisarzem, ani tym bardziej literatem.
Studia powstańcze
Piłsudski pozostawił po sobie także owoce (przynajmniej dwa) innych swych zainteresowań – dodajmy znacznie mniej znane, w zasadzie niewystępujące poza dyskursem specjalistów. Ową przestrzeń głębokiej fascynacji Marszałka, a w zasadzie należałoby powiedzieć tow. „Wiktora”, bo dzieła, o których mówimy, są skutkiem niemal dziesięcioletnich badań z lat 1902–1912, stanowiła historia powstania styczniowego, a szczególnie jego organizacji konspiracyjnej oraz aspektów militarnych. Żadnemu innemu wydarzeniu czy to w dziejach Polski, czy powszechnych nie poświęcił Piłsudski tyle uwagi i trudu. Z pewnością był to efekt samego momentu historycznego, w którym przyszło mu żyć – powstanie styczniowe zaciążyło wszak na całym pokoleniu „niepokornych” i stanowiło dla wszystkich działaczy niepodległościowych, a nawet całej inteligencji polskiej tego czasu podstawowy punkt odniesienia.
Dla Piłsudskiego był to także bez wątpienia najważniejszy przykład tego, jak konspirować i o wolną Polskę walczyć, a chyba w jeszcze większym stopniu jakich błędów należy w tej walce unikać. Na pewno tak mocne zrozumienie znaczenia profesjonalnie zorganizowanej siły wojskowej miało swoje korzenie właśnie w analizie błędów i upadku zrywu z lat 1863–1965. I taka właśnie analiza wojskowych aspektów powstania była głównym owocem wspomnianych studiów. Był to konkretnie cykl wykładów wygłoszonych przez Piłsudskiego w pierwszej połowie 1912 r. w Szkole Nauk Społeczno-Politycznych w Krakowie skierowanych głównie do instruktorów (czyli uczniów kursów oficerskich) „Strzelca”. W 1929 r. zebrane pod tytułem ,,Zarys historii militarnej powstania styczniowego” ukazały się drukiem w „Przeglądzie Historyczno-Wojskowym”, z przypisami gen. Juliana Stachiewicza i Stefana Pomarańskiego. Były potem jeszcze kilkukrotnie wznawiane przed 1939 r., zazwyczaj uzupełnione o analogiczne prelekcje wygłoszone już po odzyskaniu niepodległości. Ten słabo dziś pamiętany tekst jest moim zdaniem najpoważniejszą chyba pracą historyczną Piłsudskiego, pozwalającą mu jak najbardziej zasłużenie zaliczyć się w poczet polskich pisarzy historycznych. A jednak, wciąż brakuje nam tu wisienki na torcie w postaci tekstu, który można by, bez przesadnego naciągania, nazwać literackim.
Literatura
Taką perełką jest – niesłusznie moim zdaniem nazywana przez specjalistów broszurą historyczną – nowela dokumentalna „22 stycznia 1863”. Praca ta została wydana w początkach 1914 r. jako pierwszy tom redagowanego przez Mariana Kukiela cyklu „Boje polskie”. W założeniu miała to rzeczywiście być popularna broszura zaznajamiająca Polaków z historią wojskowości polskiej. Jednak efekt znacząco przekracza ramy tego, co można by nazwać „popularyzacją historii” nawet w dzisiejszym, bardzo szerokim, tego pojęcia rozumieniu. W tekście tym dał bowiem Piłsudski upust znacznie głębszym pokładom wspomnianej już fascynacji powstaniem styczniowym niż tylko utylitarnemu – by tak rzec – studiowaniu aspektów wojny i konspiracji powstańczej dla „przyszłego pożytku”. Chce się powiedzieć, że owe emocje po prostu pchnęły przyszłego Naczelnika Państwa w literaturę sensu stricto.
Sam autor był tego świadom, co widać choćby z listu do przyszłej żony z połowy września 1913 r., gdzie pisze: „Nie mogę się zdobyć na plan, jak samą noc 22 stycznia opisywać, od czego zacząć, jaki temat brać? Czy poszczególne sceny obrazować czy dawać cyfry i dane z krytyką (…)”. Rzeczywiście, widać w samym tekście wyraźnie, że owa noc 22 stycznia, a ściślej także 5 dni poprzedzających musiała niejako kłębić się w Piłsudskim, wyzwalać w nim coś znacznie głębszego i bardziej osobistego niż chęć przedstawienia „cyfr i danych z krytyką”. Opowiadanie, bo jest to moim zdaniem zdecydowanie ten właśnie gatunek literacki, traktuje o wydarzeniach poprzedzających samą noc wybuchu powstania oraz opisuje kilka wybranych potyczek z tejże nocy.
Jest to rodzaj kolażu obrazów przedstawiających konkretne i historyczne fakty oraz postaci. Znajdziemy tu bowiem Langiewicza, Padlewskiego i ks. Brzózkę, ale też wielu innych mniej dziś znanych bohaterów tych dni, a także opisy Warszawy, Płocka, Białej, potyczek w Kampinosie i puszczy serockiej oraz np. wzmianki o próbach zajęcia przez powstańców Płocka, Siedlec, Białej czy kilku małych miejscowości na Podlasiu i w Sandomierskiem. Jednak to, co wybija się zdecydowanie na plan pierwszy, to wahania, emocje, wątpliwości i chaos organizacyjny. To perfekcyjnie oddana niepewność i migotliwość losów konspiracji i powstańczego zrywu, pozbawionego oparcia we władzy, armii czy stałej administracji i zaopatrzenia. To wreszcie małość ludzka, a nierzadko wręcz zdrada, to słabość charakterów, niestałość decyzji, pyszałkowatość i lękliwość a jednocześnie bohaterstwo i oddanie często nawet nieświadome. Piłsudski w tej całkiem sporej, bo liczącej ponad 50 stron tekstu, noweli kreśli skomasowaną w pięć dni niezwykle szeroką panoramę, która otworzy jeden z najważniejszych, a dla jego pokolenia z pewnością najważniejszy, rozdział naszej historii. Jednocześnie we wczuwaniu się w psychologiczne motywacje i problemy swych bohaterów autorosiąga prawdziwą maestrię. Nic w tym dziwnego. Był w końcu z duszy i całej drogi życiowej jednym z nich, choć o całe pokolenie późniejszym.
Niepewność debiutanta
Pozostaje zapytać, dlaczego ten tak kapitalny tekst pozostaje w zasadzie po dziś nieznany? Myślę, że odpowiedź jest prosta. Autora, przy całym jego talencie i zaangażowaniu emocjonalnym w temat zgubiła… niepewność debiutanta. Jak widać, choćby z cytowanego listu do najbliższej mu osoby, Piłsudski nie mógł się zdecydować, co tak naprawdę chce napisać, nie odważył się konsekwentnie „pójść w beletrystykę”. Innymi słowy nie zdecydował się stworzyć klasycznego opowiadania. Stąd tekst, miejscami (szczególnie w opisach psychologicznych i dialogach) świetny, „pływa”, fluktuuje pomiędzy literaturą a faktograficznym opisem zasobów, ustawień militarnych, celów wojskowych itp. W efekcie całość jest niejednorodna, jakby pęknięta formalnie, i choć czyta się znakomicie, trudno pod koniec powiedzieć, z czym dokładnie mamy tu do czynienia.
Mimo to wydaje mi się, że naprawdę warto przypomnieć sobie to piękne opowiadanie, choćby jako świadectwo zarówno wiedzy i talentu literackiego Józefa Piłsudskiego, jak i mówiąc, wprost prawdziwej miłości Marszałka do swych wielkich poprzedników.
Piłsudski przez całe dekady poprzedzające II Rzeczpospolitą był nie tylko (choć z pewnością przede wszystkim) działaczem niepodległościowym, lecz także najważniejszym chyba po lewej stronie polskiej polityki publicystą
Pozostaje zapytać, dlaczego ten tak kapitalny tekst pozostaje w zasadzie po dziś nieznany? Myślę, że odpowiedź jest prosta. Autora, przy całym jego talencie i zaangażowaniu emocjonalnym w temat zgubiła… niepewność debiutanta