Tak w iście sienkiewiczowskim stylu uzasadniał bohater jednego z opowiadań Eugeniusza Małaczewskiego pobyt polskich żołnierzy w 1919 r. na dalekiej północy Rosji, w Murmańsku. To epopeja dzisiaj trudna do wyobrażenia. Przedzierali się tysiące kilometrów przez zrewoltowaną prowincję rosyjską, w srogich warunkach pogodowych, żeby dobić się do Archangielska, do Murmańska, już za kołem podbiegunowym, do interweniujących sił alianckich, żeby bić się z bolszewikami za wolną Polskę. Geniuszowi literackiemu Małaczewskiego zawdzięczamy barwne opisy tych walk i przygód baonu murmańskiego. Na czele ze słynną Baśką, białą niedźwiedzicą odchowaną przez żołnierzy, która była jedną z nich na wspólnym żołnierskim wikcie, towarzyszącą im we Francji, w Gdańsku, w Modlinie, aż do swego tragicznego końca na mazowieckim polu.
Kim był Eugeniusz Małaczewski, autor tych niezwykłych, oryginalnych, wartych przypomnienia dzisiaj zapisków, gdy stoimy u progu 100-lecia odzyskania niepodległości?
Na Dalszych Kresach
Przed II wojną tak właśnie się mówiło: Dalsze Kresy, mając na uwadze nie Wilno, Lwów, Brześć ani Grodno. Chodziło o ziemie wschodnie I Rzeczypospolitej, tak plastycznie opisane choćby w Trylogii: Kamieniec Podolski, Chocim, Mińsk, Kijów, Czerkasy, Mohylew, Humań…
Małaczewski przyszedł na świat w Kiwaczówce k. Humania, ok. 1897 r. Piszę około, bo dokładna data jego urodzin nie jest znana. Eugeniusz był najmłodszy z licznego rodzeństwa. Większość jego braci i sióstr zmarła we wczesnym dzieciństwie. Wykształcenie zdobywał w Humaniu. Wcześniej, u tutejszych bazylianów, kształcili się Seweryn Goszczyński i Józef Bohdan Zaleski, a w drugiej połowie XIX w. Humań był w ogóle ważnym ośrodkiem szkolnym Polaków na wschodnim Podolu, gdzie nauki pobierali przyszli wybitni wojskowi, pisarze, ziemianie, naukowcy, prawnicy. Ziemie ukrainne dawnej Rzeczypospolitej bogate były także w talenty literackie.
W Kalniku, w pobliżu Winnicy urodził się Jarosław Iwaszkiewicz, pomiędzy Białą Cerkwią a Humaniem mieszkał przez pewien czas z rodziną Lech Leon Beynar, bardziej znany pod swym literackim pseudonimem jako Paweł Jasienica. Z samego Kijowa pochodziło kilku polskich pisarzy: jak Zuzanna Ginczanka, Feliks Konarski (Ref-Ren), Tadeusz Zelenay.
Także tutaj swoje pierwsze prace literackie stworzył młody Eugeniusz. W humańskiej szkole średniej wrzało od pracy niepodległościowej, bardzo prężnie działało tu rodzące się polskie harcerstwo. Nic dziwnego zatem, że kółkiem młodych konspiratorów zainteresowała się carska ochrana. Małaczewski zmuszony był opuścić rodzinne strony na zawsze.
Wybuchła wojna. Eugeniusz, jak wielu jego rodaków, wstąpił na ochotnika do rosyjskiego wojska, licząc na to, że jego doświadczenie wojskowe przyda się przyszłej Polsce. Walczył na froncie w Galicji Wschodniej i na Bukowinie. Zatruty gazami bojowymi pod Mołodecznem niedaleko Wilna trafił do szpitala, a potem przechodził rekonwalescencję. To pozwoliło mu uzupełnić przerwane wykształcenie. Zdał maturę, następnie ukończył szkołę podchorążych. Swój staż w rosyjskim wojsku zakończył w stopniu chorążego.
Za kołem podbiegunowym
Nadszedł 1917 r. Wybuchła pierwsza rewolucja, potem druga. Rosja zamieniła się w wielkie trzęsawisko, gdzie każdy fałszywy krok groził śmiercią z każdej strony. Zaczęły się organizować polskie formacje wojskowe. Żeby jednak dotrzeć do jednego z trzech tworzących się korpusów, trzeba było przejść różne kontrole, pułapki, bywało, że trzeba było udawać bolszewika, a nawet komisarza politycznego „czerwonych”, żeby móc zrealizować swój cel: zostać polskim żołnierzem. W końcu po wielu trudach udało się – Małaczewski dotarł do I Korpusu gen. Józefa Dowbór-Muśnickiego stacjonującego w pobliżu Mińska. Radość jednak nie trwała długo, polskie oddziały zostały rozwiązane, a żołnierzom nakazano przedzieranie się na północ lub południe Rosji, żeby dostać się pod skrzydła wojsk Ententy i tam od nowa tworzyć polską armię.
Znów gehenna przedzierania się, ukrywania, zdobywania pożywienia. Raz trafił do niewoli bolszewickiej. Skazany na śmierć szedł już na rozstrzelanie. Na szczęście znalazł we współtowarzyszach niedoli sojuszników, wspólnie zlikwidowali strzegący ich konwój i zbiegli. Wraz z innymi rodakami dotarł łodzią do Archangielska. Tu bojowo nastawieni Polacy opanowali miejscowe więzienie, co stało się sygnałem do obalenia władzy bolszewickiej w mieście. W końcu udało się w Murmańsku, już za kołem podbiegunowym, utworzyć pod opieką Brytyjczyków skromny, ale niezwykle waleczny oddział polski pod dowództwem kpt. Mariana Sołodkowskiego. Nieliczny, szybko wsławiony niezwykłą skutecznością w walkach z oddziałami bolszewickimi, zyskał w angielskich ustach przydomek „Lwy Północy”.
Sześć miesięcy spędzonych w surowych warunkach, z dala od kraju, początkowo nawet bez wiedzy, że Polska już powstała, że jest niepodległa, zaowocowało tomem opowiadań „Koń na wzgórzu”, jednym z najbardziej wstrząsających dzieł polskiej literatury.
W Polsce, za Polskę
Murmańczycy przeszli długą drogę do ojczyzny. Najpierw statkami popłynęli do Anglii. Stamtąd do Francji, skąd już jako armia gen. Józefa Hallera wiosną 1919 r. zostali skierowani do upragnionej odrodzonej Polski. Po przybyciu do ojczyzny nie było chwili wytchnienia. Żołnierze w błękitnych mundurach zostali wysłani na front w Galicji Wschodniej, gdzie przez krótki czas Małaczewski pełnił nawet funkcję adiutanta gen. Hallera. Długoletnie przebywanie w okopach, w sumie już ponad pięć lat, przeżycia wojenne, sprawiły, że zdrowie młodego literata było w stanie katastrofalnym. Pojawiła się gruźlica, do tego dołączyła depresja. Mimo to 22-letni Eugeniusz intensywnie pisał w tym czasie – wiersze, opowiadania, artykuły do prasy.
Wybuchła wojna polsko-bolszewicka. Małaczewski rozpoczął pracę w Naczelnym Komitecie Organizacyjnym „Żołnierza Polskiego”, a wkrótce potem w referacie literackim w sztabie Ochotniczej Armii gen. Hallera. Tu zaprzyjaźnił się z Kornelem Makuszyńskim, rodem ze Stryja. Z czasem obaj spoczną na zakopiańskich cmentarzach. Po zakończeniu działań wojennych Eugeniusz Małaczewski został awansowany do stopnia porucznika.
Niedługo potem zbiór jego opowiadań „Koń na wzgórzu” ukazał się drukiem. Tom został przyjęty entuzjastycznie zarówno przez publikę, jak i środowisko literackie. Jego wzorzec pisarski, Stefan Żeromski, tak pisał do autora książki: „Co ja przeżyłem w fantazji, pisząc «Popioły», to Pan przecierpiał kościami, żebrami, przeleżał w kryminale i bił się nie tylko na kartach książki, lecz i na rzeczywistym polu”.
To tom wyjątkowy w polskiej literaturze. Pełen wspaniałych opisów przyrody, z zorzą polarną i białymi nocami na czele, napisany chwilami lakonicznym, a za moment ekspresyjnym językiem. Zróżnicowany w formie. Anegdota żołnierska miesza się tu z tragizmem losu polskiego wojska lat 1918–1920. Wigilia na rosyjskiej Dalekiej Północy, pełne ciekawych opisów życie Baśki Murmańskiej, po przejmujące opowiadanie „Tam, gdzie ostatnia świeci szubienica”, gdzie cytując Norwida, autor zawarł opis śmierci dwóch braci, żołnierzy takich jak on, przedzierających się do polskiego wojska na północ. „Ażeby pogodnie umierać, będąc mordowanym, trzeba być żołnierzem Chrystusa albo żołnierzem wielkiej ojczyzny” – mówi w obliczu niechybnego rozstrzelania starszy z braci do młodszego. Jednak kwintesencją tomu jest tytułowy „Koń na wzgórzu”. Wstrząsający obraz tego, co bolszewicy potrafili zrobić z ludźmi, znajduje finał w opisie konia obdartego przez najeźdźców ze Wschodu ze skóry, stojącego w potwornym bólu na wzgórzu. Zostawili go, bo perszeron miał złamaną nogę, zabrali tylko skórę żywcem zdartą ze zwierzęcia.
W Zakopanem
Bardzo już chory pisarz przybył w grudniu 1921 r. do Zakopanego. Zamieszkał, za namową Kornela Makuszyńskiego, w pensjonacie Sanato, który okazał się ostatnią przystanią jego życia. Właściciele tego ośrodka, państwo Rumińscy, zajęli się Małaczewskim z największą, iście rodzicielską troską, z bólem patrząc, jak z tego młodego człowieka powoli uchodzi życie. Mimo ciągłej gorączki, marnych już sił, ukończył tu korektę tomu swoich wierszy „Pod lazurową strzechą”. U stóp Tatr pisał jeszcze powieść „Mojra”, której nie ukończył, a samo dzieło gdzieś w kolejnych latach zaginęło.
Kiedy jednak tylko sił starczało, ruszał wojenny rekonwalescent na świeże powietrze. Choć sam z dalekich Kresów, widok śnieżnych, potężnych Tatr go fascynował. Kiedy w Hali Gąsienicowej żołnierze budowali schronisko Murowaniec, przychodził tam, siadywał na leżaku i godzinami wpatrywał się w powstającą budowlę i otaczające je majestatyczne górskie szczyty.
Nadszedł kwiecień 1922 r. Do umierającego pisarza i żołnierza wezwano kapłana z wiatykiem, ks. Jana Humpolę, kapelana wojskowego, późniejszego kapelana przybocznego prezydenta RP Ignacego Mościckiego. Duchowny nalegał, żeby chory przyjął komunię świętą na siedząco, ten jednak nie zgodził się, ukląkł na łóżku i tak po raz ostatni został obdarzony sakramentami.
Kilka godzin później już nie żył. Było to 19 kwietnia. Trzy dni później Zakopane przeżyło jeden z największych pogrzebów owego czasu. Wojsko, górale, literaci. Pośmiertnie Małaczewski został odznaczony Krzyżem Virtuti Militari V klasy i Medalem Niepodległości. Spoczął na nowym cmentarzu zakopiańskim, obok Klimka Bachledy, małżeństwa Małkowskich, legionistów polskich pochodzących z Podhala.
Życie pośmiertne
W II RP „Koń na wzgórzu” miał pięć wydań. Twórczość Małaczewskiego mocno trafiała do wyobraźni i przekonania pierwszego pokolenia Polaków niepodległej. Jednym z przedstawicieli tego pokolenia był Stefan Wyszyński, uczeń, potem kleryk seminarium we Włocławku, ksiądz, a po II wojnie biskup, kardynał i w końcu Prymas Tysiąclecia. To on jeden ze swoich zbiorów nauk i rozważań nazwał „Idzie nowych ludzi plemię”, nawiązując do myśli zaczerpniętej z „Konia na wzgórzu”. Wracał do tej ulubionej swojej lektury wielokrotnie, m. in. w rekolekcjach skierowanych do młodzieży akademickiej w 1972 r.
Renesans twórczości Małaczewskiego miał miejsce w latach II wojny światowej. Wydawnictwa emigracyjne prześcigały się w drukowaniu jego opowiadań, słusznie odnajdując zbieżność losów polskich żołnierzy z obu wojen. Jedno z takich wydań, opublikowane w Rzymie w 1945 r. przez polską Y.M.C.A., trafiło do moich rąk w londyńskim POSK-u pod koniec lat 80. Zauroczyłem się tą lekturą, przyklaskując słowom wstępu anonimowego autora, że „są rzeczy niezmiennie piękne w swej prostocie i rzeczywistości”.
Małaczewski bezlitośnie wykreślany ze spisu książek w peerelowskich bibliotekach, nazywany „obrońcą interesów reakcji” doczekał się kolejnego fetowania w latach 80., w czasach funkcjonowania drugiego obiegu wydawniczego w Polsce. Znów był aktualny, ponownie zrozumiały dla nowego pokolenia Polaków zmagającego się z hydrą komunizmu.
Ukoronowaniem spuścizny literackiej Eugeniusza Małaczewskiego jest tom wydany przez Wydawnictwo LTW „Utwory zebrane. Wiersze, przekłady poetyckie, dramat, opowiadania, publicystyka” opracowane i poprzedzone wstępem Krzysztofa Polechońskiego. Zasługą wydawnictwa oraz krytyka jest odnalezienie i opisanie wszystkiego, co w piśmiennictwie polskim po autorze „Konia na wzgórzu” pozostało. Jest w tym tomie kilka pereł, to przede wszystkim opowiadania „Miłosierdzie ziemi” czy „Trzynasty pocisk” oraz bardzo interesująca publicystyka. To dzieło w zakresie niezwyciężonego ducha, niezłomności wiary w Boga i prostej miłości do ojczyzny, nigdy się, jak sądzę, nie zestarzeje.
Małaczewski bezlitośnie wykreślany ze spisu książek w peerelowskich bibliotekach, nazywany „obrońcą interesów reakcji”, doczekał się kolejnego fetowania w latach 80.
W II RP „Koń na wzgórzu” miał pięć wydań. Twórczość Małaczewskiego mocno trafiała do wyobraźni i przekonania pierwszego pokolenia Polaków niepodległej. Jednym z przedstawicieli tego pokolenia był Stefan Wyszyński
KUP E-WYDANIE