Na rynku księgarskim pojawiła się właśnie nowa książka Rafała Ziemkiewicza o Józefie Piłsudskim. Popularność i świetne pióro autora – znanego, błyskotliwego i bezkompromisowego w sądach publicysty – zapewni jej poczytność. Jest tylko jedno ale...
Historyczne wizje i rewizje
Na początku wypada zauważyć, że wbrew polityce finansowego niedopieszczenia, zadając zarazem kłam marksistowskiej tezie, iż to byt określa świadomość, środowisko polskich zawodowych historyków i pasjonatów spoza cechu Klio wykazuje dużą żywotność. Jej dowodem jest zainicjowanie wielu debat, które spotkały się ze społecznym odzewem – a wszak misją dziejopisa są nie tylko badania, lecz także edukacyjna opowieść o przeszłości skierowana do profanów.
Jedna z tych dysput jest związana z publikacjami Piotra Zychowicza oraz Rafała Ziemkiewicza dotyczącymi dramatycznych dziejów Polski w minionym stuleciu. Obaj, nawiązując do tez profesorów Pawła Wieczorkiewicza i Jerzego Łojka – pierwszy w książkach „Pakt Ribbentrop-Beck”, „Obłęd ’44” i „Opcja niemiecka”, drugi w obszernym eseju „Jakie piękne samobójstwo” – skrytykowali w imię polityki realnej odrzucenie przez Polskę w 1939 r. oferty podporządkowania się III Rzeszy i zawarcie nieskutecznego sojuszu z Anglią i Francją, samobójczą decyzję o akcji „Burza” i powstaniu warszawskim w 1944 r., wreszcie negowanie przez polskie władze w latach wojny możliwości kolaboracji z Niemcami, mającej ograniczyć okupacyjny terror.
Większość uznanych historyków zdecydowanie odrzuciła ich tezy. Z uznaniem powitali je natomiast liczni pasjonaci i młodsi adepci cechu Klio (bardziej otwarci czy też... naiwni?). Lista zarzutów stawianych Zychowiczowi i Ziemkiewiczowi przez przeciwników jest długa: od popularyzowania nienaukowej historii alternatywnej, poprzez konstruowanie sekwencji wydarzeń zgodnie z zasadą „myślenia życzeniowego” – wyboru jedynie korzystnych dla Polski konsekwencji kontrfaktycznego scenariusza, aż po propagowanie moralnej dezynwoltury, mającej się wyrażać dopuszczaniem sojuszu z Hitlerem.
Seria książek oraz podsycana nimi dyskusja zdawały się świadczyć o tym, że coś, co wydawało się chwilową modą na historyczne mędrkowanie, może się okazać trwałym zjawiskiem, które powinno się bez ironii określić mianem nadwiślańskiego rewizjonizmu (choć wielu dałoby dużo za trafność pierwszej diagnozy i odmówiło pisarstwu Zychowicza i Ziemkiewicza drugiego miana).
Mianownikiem owej rewizji historii byłaby krytyka działań podejmowanych przez Polaków w imię szczytnych haseł – obrony niepodległości, wierności sojuszom, obrony honoru i zasad moralnych – jednak bez racjonalnego obrachunku sił w myśl dewizy: mierz siły na zamiary, przynoszącej zamiast sukcesów polityczne klęski i narodowe hekatomby. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że chęci tak poważnego potraktowania tego zjawiska cios zadali sami jego prekursorzy, obierając jako swój kolejny cel postać Józefa Piłsudskiego – najpierw Zychowicz tomem „Pakt Piłsudski-Lenin” (pełnym błędów faktograficznych, przemilczeń i tendencyjnych argumentów), a obecnie niestety Ziemkiewicz swą nową książką „Złowrogi cień Marszałka”.
Dyktator i endeccy republikanie
Autor, który niedawno określił się jednoznacznie tytułem jednej ze swoich pozycji „Myśli nowoczesnego endeka”, tym razem zbudował swą opowieść zgodnie z prostym przepisem, jednoznacznie definiując jej negatywnych (Komendant i piłsudczycy) i pozytywnych (Dmowski i narodowcy) bohaterów. Szwarccharaktery na czele z Piłsudskim miały odpowiadać za terrorystyczne akcje rewolucji 1905 r., przeprowadzane bez oglądania się na przypadkowe ofiary; rozbijanie wielu inicjatyw politycznych w imię autokratycznych ambicji Piłsudskiego; bezmyślną akcję strzelecką i legionową, która w obliczu milionowych armii walczących w Wielkiej Wojnie była tylko marnotrawieniem polskiej krwi, a nie mogła doprowadzić do odzyskania przez Polskę niepodległości; niszczenie idei demokratycznej i republikańskiej od zarania II Rzeczypospolitej; wreszcie antykonstytucyjny zamach stanu w 1926 r. oraz będące jego następstwem brutalne represje wobec opozycji i społeczeństwa, podzielenie Polaków, przejęcie władzy przez niekompetentną klikę; etatyzację gospodarki, klęskę w wojnie obronnej 1939 r.; wreszcie stworzenie szkodzącej polskiej mentalności i racjonalnej polityce legendy genialnego Wodza Narodu.
Pod każdym względem Dmowski i narodowcy mają przy tym stanowić przeciwieństwo Marszałka i piłsudczyków, podejmując tytaniczną pozytywistyczną pracę nad cywilizacyjnym awansem narodu pod zaborami; przedkładając mądrą i skuteczną dyplomację nad szafowanie polską krwią w latach I wojny światowej; budując własny obóz i Polskę zgodnie z tradycyjnymi (polskimi!) ideami republikanizmu, demokratyzmu i wolnej przedsiębiorczości w ekonomii; wreszcie odżegnując się od przemocy i brutalności w polityce.
Tyle tylko, że po pierwsze – ideę walki zbrojnej o niepodległość głosiła też część narodowców skupiona w organizacjach młodzieżowych, chłopskich i robotniczych obozu, a zajęcie przez Dmowskiego w początkach XX w. prorosyjskiego i antypowstańczego stanowiska ogołociło z nich obóz, który skurczył się do punktu wyjścia sprzed trzech dekad. Po drugie – Legiony dla Piłsudskiego miały być tylko symbolem polskiego czynu zbrojnego (sam ograniczał do nich werbunek), tym niemniej dzięki postawie w bitwie pod Kostiuchnówką wywalczyły zapowiedź państw centralnych utworzenia Królestwa Polskiego, a to dopiero umiędzynarodowiło sprawę polską w Wielkiej Wojnie i odblokowało aktywność Rosji i aliantów – sojuszników Dmowskiego – w tej sprawie. Po trzecie – trudno uznać za dowód konstytucyjnego legalizmu, republikanizmu i demokratyzmu narodowców brutalne ataki na prezydenta Narutowicza, gloryfikowanie Mussoliniego i faszyzmu, wreszcie autorytarne idee i fizyczne ataki na Żydów Obozu Wielkiej Polski i ONR Falangi. Po czwarte – etatyzacja gospodarki po Wielkim Kryzysie (który miał dowodzić jałowości liberalnej ekonomii) stała się dominującą tendencją nie tylko w programach wszystkich liczących się polskich stronnictw, lecz także w działaniach rządów, i to po obu stronach Atlantyku.
Wreszcie wszyscy oskarżający piłsudczyków i ich przywódcę o złe dyplomatyczne i militarne przygotowanie Polski do wojny powinni pamiętać, że weszliśmy w nią sprzymierzeni z dwiema największymi politycznymi, wojskowymi i gospodarczymi potęgami świata (jak się niestety okazało również rządzonymi w 1939 r. przez politycznych głupców kunktatorów, za których brak wyobraźni ich narody zapłaciły sześcioma latami wojny), a nasza armia, należąca do grupy kilku najsilniejszych (!) na kontynencie, przegrała w równoczesnym starciu z dwiema najpotężniejszymi na świecie.
Insynuacje, niedomówienia i przemilczenia...
O ile powyższe oceny Ziemkiewicza, chociaż trudne do obrony w świetle faktów, można jeszcze złożyć na karb prawa publicysty do wkładania kija w mrowisko i formułowania kontrowersyjnych, ostro zarysowanych (przerysowanych?) sądów, to trudno do tej samej kategorii zaliczyć zwykłe insynuacje, przekłamania i przemilczenia – rzecz jasna zawsze na niekorzyść Piłsudskiego i jego legendy – których wiele znaleźć można w książce, a z których co gorsza erudyta Ziemkiewicz na pewno zdaje sobie sprawę.
Przykłady? Romans Piłsudskiego z doktor Lewicką nie był faktem (s. 89), a jedynie plotką, odrzucaną zresztą przez uznanych historyków. Pojęcie Cudu na Wisłą nie zostało stworzone, by nobilitować zwycięstwo Marszałka w 1920 r. przez jego zrównanie z Cudem nad Marną z lat I wojny światowej, lecz ukute przez publicystów narodowych dla zdezawuowania Wodza Naczelnego przez wskazanie na niewytłumaczalny, nadprzyrodzony charakter triumfu nad bezbożnymi bolszewikami (s. 280). Można też wszystko powiedzieć o rządach piłsudczykowskich, ale nie to, że „staczały się w kierunku faszyzmu” (s. 390), chyba że uważa się za historiograficzny wzorzec historyczną literaturę z lat stalinowskich. Bardziej łowcy sensacji z tabloidu niż szanującemu się i uznanemu publicyście przystoją także insynuacje, że możliwą przyczyną brutalnych wypowiedzi Piłsudskiego mogła być choroba weneryczna (ss. 409–410).
Niewątpliwym twórczym wkładem autora w polską historiografię jest wreszcie teza, że następca i wojskowy wychowanek Marszałka Śmigły-Rydz budował strukturę armii polskiej przed agresją niemiecką 1939 r. z myślą o szybkim przeniesieniu zmagań militarnych na teren III Rzeszy i dlatego przegrał kampanię wrześniową (s. 427).
I jeszcze jeden drobny, acz symptomatyczny przykład, jak zapiekłość w krytyce może skierować w ślepą uliczkę nonsensu i śmieszności. Ziemkiewicz, wytaczając armatę przeciw wróblowi, upatruje istotnego dowodu bałwochwalczego i bezrefleksyjnego stosunku Polaków do Piłsudskiego nawet w powszechnej wierze, że wypowiedział w 1918 r. pod adresem socjalistycznego rządu Daszyńskiego (przekreślającego u zarania niepodległości swym radykalizmem ideę ponadpartyjnego porozumienia), słynne słowa: „Wam kury szczać prowadzać, nie politykę robić”. Utrzymuje, że ponieważ czynność taka nie istnieje, Marszałek miał użyć kresowego pojęcia „szczupić”, czyli macać, sprawdzać płeć drobiu – lecz oczywiście nikt nie śmiał nawet w tak błahej sprawie świętokradczo ingerować w raz ustalony mit Komendanta. Czy RAZ nie dostrzegł najprostszej możliwości interpretacji ironicznej uwagi Marszałka – że Daszyński i jego współtowarzysze spod znaku czerwonego sztandaru, potocznie mówiąc, są do niczego (gdyż nikt „kur szczać” nie wyprowadza), a już z pewnością powinni zrezygnować z polityki?
Po lekturze książki Ziemkiewicza, pełnej odautorskich emocji (choć on sam określa się jako zwolennik wyrachowanej realpolitik) trudno odmówić słuszności znanej sentencji: że do dziś rządzą Polską dwie trumny – Piłsudskiego i Dmowskiego...
Autor zbudował swą opowieść zgodnie z prostym przepisem, jednoznacznie definiując jej negatywnych (Komendant i piłsudczycy) i pozytywnych (Dmowski i narodowcy) bohaterów
O ile powyższe oceny Ziemkiewicza, chociaż trudne do obrony w świetle faktów, można jeszcze złożyć na karb prawa publicysty do wkładania kija w mrowisko i formułowania kontrowersyjnych, ostro zarysowanych (przerysowanych?) sądów, to trudno do tej samej kategorii zaliczyć zwykłe insynuacje, przekłama