Jarosław Marek Rymkiewicz od kilku lat pisze obszerne eseje na temat polskiej historii. Ten cykl historiozoficznych rozważań rozpoczęło zapewne „Wieszanie” (2007), następnie poświęcony powstaniu warszawskiemu szkic „Kinderszenen” (2008), esej o Samuelu Zborowskim nawiązujący do dzieła Juliusza Słowackiego (2009) oraz wydana książka na temat Reytana – „Reytan. Upadek Polski” (2013). Seria ta – bodaj jak żadne inne z istotnych wydarzeń literackich czy artystycznych ostatnich lat – dotyka problemu rozumienia polskiej historii, poszukiwania ciągłości dziejów narodu, sensu historii Polski.
Eseje Rymkiewicza przyjmowane były entuzjastycznie przez media związane z prawicą. Odbywały się publiczne dyskusje, pisarz udzielał licznych wywiadów. Stał się z pewnością kandydatem na historiozofa polskiej prawicy. Przyznam, że to dość zaskakująca rola dla dawnego członka Związku Młodzieży Polskiej (o której to przeszłości sam otwarcie mówił w rozmowach z Jackiem Trznadlem), zaangażowanego w komunizację Polski, który przeszedł głęboką ewolucję, stając się jednym z wieloletnich felietonistów „Gazety Polskiej”.
Wybitny znawca polskiego romantyzmu zaczął nawet wypełniać zaskakującą, zapewne też dla siebie, rolę nie tylko inspiratora poetów, filozofów czy historyków, ale także kogoś w rodzaju Pawła Jasienicy dla prawicowych młodych polskich inteligentów. Nie wiem, czy wszyscy jego odbiorcy z tego grona byli w stanie odebrać kluczowe aspekty jego rozważań, lecz z pewnością stał się on pisarzem modnym. Także i ja poczułem się w końcu zmuszony sięgnąć po cykl jego rozważań i zmierzyć się z Rymkiewiczowską propozycją interpretacji dziejów mojego narodu. Po przebrnięciu przez wszystkie cztery tomy mogę stwierdzić, że wiele mnie z Jarosławem Rymkiewiczem łączy, ale chyba jeszcze więcej dzieli.
To co łączy...
Rację ma Rymkiewicz, że refleksja nad przeszłością to nie tylko sprawa historyków, lecz również poetów. Rymkiewicz jako poeta i literaturoznawca z pewnością ma pełne predyspozycje do tego, by zagłębiać się w tajniki dziejów Polski i starać się je zinterpretować na potrzeby współczesnych Polaków. Nasze spojrzenie na historię kształtowali przecież nie tylko zawodowi dziejopisowie, jak Długosz i Konopczyński, ale także wielcy poeci, wizjonerzy historyczni, jak choćby Mickiewicz, i obdarzony zupełnie inną wrażliwością Herbert. Mnie, historykowi, brakuje nieraz tego rodzaju syntetycznego spojrzenia na przeszłość, jakie dawała polska poezja. I w tym aspekcie mogę cenić sobie głos Rymkiewicza.
Coś, co łączy moje spojrzenie na przeszłość z wizją autora „Reytana”, to także silne przekonanie o ciągłości narodu. Że nas Polaków współczesnych z naszymi przodkami łączy silna więź oparta m.in. na rozwijającej się kulturze. Trzeba też u Rymkiewicza docenić intelektualną odwagę stawiania pytań, np. gdy drąży tak istotny dla współczesnej Polski problem zdrady, dwukrotnie wracając do wydarzeń z końca XVIII stulecia – raz w „Wieszaniu”, a ostatnio w „Reytanie”.
Łączy mnie z Rymkiewiczem przekonanie o tym, że to człowiek jest podmiotem dziejów i że to nasze czyny współkształtują rzeczywistość. Stąd w ostatniej książce pisarza fascynujące jest śledzenie portretów arcyzdrajcy Ponińskiego i tytułowego Reytana, którego gest stał się integralną częścią tradycji.
Jednak po lekturze wszystkich czterech wspomnianych esejów mam nieodparte wrażenie, że znacznie więcej mnie z Jarosławem Rymkiewiczem dzieli.
To, co dzieli...
Dzielą nas zaś sprawy moim zdaniem najgłębsze i fundamentalne. Po pierwsze podejście do czasu, który Feliks Koneczny uznawał za jeden z fundamentalnych wyróżników cywilizacji. Rymkiewicz mówi o przypadkowości i sztuczności chronologii, która zdaniem pisarza została wymyślona przez ludzi niczym alfabet. Takie podejście kwestionuje klasyczną linearną koncepcję czasu. Rodzi się też pytanie, czy ktoś, kto kwestionuje klasyczną chronologię, może zrozumieć historię. Wątpię.
Inne zagadnienie, które zdumiewa u Rymkiewicza, to jego podejście do Kościoła i spraw religijnych. Religia i funkcjonowanie Kościoła to u niego sfera analogiczna do magii (przywołajmy tu absurdalne rozważania o esentia – istocie i jestestwie). Kościół nie jest u Rymkiewicza integralną częścią polskiej tożsamości, a jedynie przypadłością, której autor „Samuela Zborowskiego” ani nie rozumie, ani zrozumieć nie pragnie. Kiedy pisze o XVI w., nie ma w jego opisie niczego z dramatycznego rozdarcia wyznaniowego tamtych czasów.
Obie te kwestie – dystans wobec katolicyzmu i Kościoła oraz specyficzne widzenie rzeczywistości – powodują też specyficzne podejście do moralności, jakie jest obecne u Rymkiewicza. Owocuje to apologią anarchii i towarzyszącą jej krytyką ks. Piotra Skargi. Polski jezuita zostaje zaatakowany za swą krytykę złej szlacheckiej wolności. Rymkiewicz bowiem sugeruje, że z wolności nie można było uczynić złego pożytku...
Historia przestaje być więc przestrzenią poszukiwania dobra, moralnego napięcia. W tej perspektywie np. sensowna Rymkiewiczowska sugestia, że w konflikcie między maiestatem atque libertatem nie tylko maiestas mógł mieć rację, gubi się w apoteozie moralnej obojętności, gdzie morderstwo popełniane przez Zborowskiego przestaje być morderstwem, lecz staje się jedynie katalizatorem dziejowej karuzeli.
Nie znajdujemy u Rymkiewicza odpowiedzi na najbardziej oczywiste pytania. Dlaczego miłujący wolność Polacy wybierali szkodliwych dla wolności jezuitów, aby uczyć swoich synów, którzy także miłośnikami wolności pozostawali?
Wspomniana już apoteoza wolności, a raczej fascynacja anarchią szlachecką, zostaje przez Rymkiewicza zaczerpnięta nie tylko od Słowackiego, za którym upatruje w Zborowskim wcielenie ponadczasowego ducha polskiej wolności, ale także od Nietzschego, którego „mistycyzm” obszernie roztrząsa w „Samuelu Zborowskim”, a jeszcze częściej przywołuje w „Reytanie”... Na kartach tej ostatniej książki autor polonizuje Nietzschego, który ani po polsku nie pisał, ani właściwie nie mówił, ani nie myślał... Biorąc pod uwagę, iż niemiecki filozof był ideowym przeciwnikiem chrześcijaństwa, że głosił kult woli „nadczłowieka” jako aktu wyjętego spod oceny moralnej, możemy z tym większym niepokojem spojrzeć na przywołane już poglądy Rymkiewicza, które są nietzscheańskie, ale – jasno to powiedzmy – także amoralne.
W „Wieszaniu” główna teza autora sprowadza się do twierdzenia, że powieszenie króla nadałoby inny – w domyśle lepszy, a z pewnością bardziej nowoczesny – bieg dziejom Polski i inny charakter Polakom. Staliby się bardziej bezwzględni, bardziej francuscy... Rymkiewicz za Staszicem powtarza, że Polacy są narodem bez charakteru, ponieważ nie umieją zabijać zdrajców. To, że powieszenie władcy dla samego powieszenia jest czynem niegodziwym, nie zajmuje Rymkiewicza w ogóle. Raczej nie posługuje się on bowiem kategoriami „dobra” i „zła”.
Myślenie Rymkiewiczowskie cechuje w gruncie rzeczy niechęć do Polaków, jakimi byli i jakimi są. Poetę fascynuje przemoc i anarchia rewolucyjna, które pozostają w sferze jego przekonań podstawowych, a wynikają z odrzucenia chrześcijaństwa. To wykluczenie Boga z historii przejawia się w przekonaniu o obowiązywaniu ślepego fatum w dziejach, które zastępuje chrześcijańską Opatrzność, a przy okazji pozwala łatwo unieważnić rozważania o odpowiedzialności, np. w przypadku przywódców powstania warszawskiego w „Kinderszenen”.
Historiozofia bezładu
Chrześcijaństwo pozwala inaczej rozumieć rzeczywistość – także przeszłość – inaczej sytuuje rozum ludzki ze wszystkimi jego ograniczeniami... I nie pozwala na ujawnianą przez autora pychę przejawiającą się w irytującej „prywatyzacji” doświadczenia historycznego. Wizje Rymkiewicza na temat przeszłości to już nie tylko jego własna interpretacja historii, do której każdy ma prawo, ale chełpliwe przeświadczenie, że własne odczucie czy uczucie jest najistotniejsze. To właściwe poezji twierdzenie, które z uważnego obserwatora czyni demiurga, ale wyniesione poza obszar poezji w sferę historiozofii. Tytułem przykładu zacytuję ciekawe początkowo rozważania o szaleństwie dowódców powstania warszawskiego w „Kinderszenen”, prowadzone za Pobogiem-Malinowskim, wedle których autor dochodzi do wniosku, że szaleństwo to przyrodzona cecha Polaków. Czy to ma znaczyć, że Sosnkowski był mniej Polakiem, bo był przeciw wybuchowi powstania? Od Rymkiewicza tego już się nie dowiemy.
Sztuczne i wydumane zakończenie „Wieszania” (motyw promu Challenger) pokazuje, że przeszłość nie jest dla Rymkiewicza przestrzenią racjonalnej refleksji, nie jest pieczołowicie odtwarzana w celu jej zrozumienia, lecz raczej pozostaje sferą, w której dowolnie zestawia się elementy jak klocki lego, a wszystko może się ze wszystkim kojarzyć. W samej konstrukcji jego książek analizie przeszłości towarzyszą niezrozumiałe rozważania np. o „narodach ślimaków”, wywoływane obserwacją ślimaka w ogródku pisarza. To, czym Rymkiewicz każe się nam interesować, to nie nasza narodowa przeszłość widziana ze współczesnej perspektywy, lecz meandry myśli samego autora, co, proszę pisarza o wybaczenie, znacznie mniejsze ma dla nas wszystkich znaczenie.
Rymkiewicz tłumaczy brak porządku w swych wywodach niemożnością nadania jakiegokolwiek porządku przeszłości. Odmawia zatem prawa obywatelstwa refleksji, która tę przeszłość stara się uporządkować. W moim przekonaniu jego opinia nie umniejsza znaczenia wysiłku intelektualnego towarzyszącego próbie zrozumienia przeszłości poprzez porządkowanie informacji na jej temat.
W „Wieszaniu” Rymkiewicz na przykładzie kubraka Ankwicza (jednego ze zdrajców wieszanych przez insurgentów, którego to kubraka krój i kolor różnią się w różnych relacjach) twierdzi, że przeszłość jest niepoznawalna. Nie pochyla się nad kwestią stopniowalności poznania przeszłości ani nad dystynkcją wagi poszczególnych faktów (pytanie bowiem, czy kolor kubraka jest ważny?), co wzbudza podejrzenie, iż nie radzi sobie z materią, o której pisze – sam nie wiedząc, co jest ważne, a co nie. Negatywnie nastawiony do Rymkiewicza recenzent mógłby dopuścić jeszcze jedną możliwość, że pisarz celowo wprowadza czytelnika w błąd. Że wie, co jest istotne w przeszłości, lecz chce przez nieład myślowy przemycić czytelnikom swe najbardziej kontrowersyjne tezy...
Nastawienie poznawcze Rymkiewicza jest chwilami absurdalne. Bardziej interesuje go to, czego nie wiemy, niż to, co wiemy. Pozwala bowiem puścić wodze fantazji i dowolnie spekulować. Bardziej wartościowe przy takim podejściu jest kreowanie sztucznej rzeczywistości niż poznawanie i zgłębianie prawdziwej. To forma czystego postmodernizmu.
Dariusz Gawin twierdził kiedyś na łamach „Teologii politycznej”, że Rymkiewicz posiada moc perswazji. Moim zdaniem jednak Rymkiewicz w swą moc perswazji nie wierzy. Ukrywa często tezy swych książek w nieokiełzanym strumieniu świadomości upozowanym na rozważania pozornie metafizyczne. Pozostaje pytanie, czy to intelektualny kunszt, czy nieporadność...
Przyznam, że raczej dostrzegam potrzebę drugiego Jasienicy z jego talentami perswazyjnymi i literackimi, a nie równie utalentowanego Rymkiewicza, który rozmienia się na uprawianie podejrzanej metafizyki godnej doby, w której przyszło żyć temu poecie – doby „niskich żądz, średnich płac i >>Wysokich obcasów<<”, jak to ujął trafnie w jednej ze swych piosenek Jacek Kowalski.
Łączy mnie z Rymkiewiczem przekonanie o tym, że to człowiek jest podmiotem dziejów i że to nasze czyny współkształtują rzeczywistość
Możemy z tym większym niepokojem spojrzeć napoglądy pisarza i poety, które są nietzscheańskie, lecz – jasno to powiedzmy – także amoralne…
KUP E-WYDANIE