Lidia Kahan urodziła się 24 czerwca 1902 r. w Tomaszowie Mazowieckim, w spolszczonej rodzinie pochodzenia żydowskiego. Matka wychowała ją w kulcie polskości i rozmiłowała w literaturze polskiej, a ojciec uczył pomocy najbiedniejszym i najsłabszym.
Kiedy jako 19-latka przybyła do Krakowa na studia, pierwsze kroki skierowała do gminy żydowskiej, aby wykreślić swoje nazwisko. Następnie udała się do redakcji pisma „Naprzód” i zapisała się do Polskiej Partii Socjalistycznej. Wspominając tę chwilę w grudniowy wieczór 1991 r. w swoim londyńskim mieszkaniu, miała łzy w oczach. Mówiła mi, że od młodości była zafascynowana osobą Ignacego Daszyńskiego: „Gdy pierwszy raz zobaczyłam towarzysza Ignacego, ze wzruszenia odebrało mi mowę…”.
Ponad podziałami
Ogromną rolę w jej młodości, jak wspominała, odegrała twórczość literacka Stefana Żeromskiego. Portret pisarza wisiał nad jej łóżkiem do czasu wybuchu II wojny światowej. O twórczości autora „Popiołów” pisała pracę dyplomową na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie studiowała polonistykę. Za najważniejsze dzieło Stefana Żeromskiego uważała „Przedwiośnie”. Książka ta była wówczas bestsellerem wśród lewicujących studentów polonistyki, wzbudzając moc emocji. Opowiadała, że na skutek ówczesnych wielogodzinnych rozprawiań o „Przedwiośniu”, na drzwiach akademika powieszono kartkę z informacją: „O dziele Stefana Żeromskiego można rozmawiać do dziesiątej wieczorem, później obowiązuje cisza nocna”.
Była na tym samym roku polonistyki co Tadeusz Bielecki, czołowy działacz Narodowej Demokracji i bliski współpracownik Romana Dmowskiego. Przyjaźnili się mimo różnic politycznych. Bielecki był obecny na jej obronie pracy dyplomowej. Przybył na to wydarzenie z wpiętym w klapę marynarki Mieczykiem Chrobrego, symbolem ruchu narodowego. „Nie wstydził się pogratulować mi otrzymania doktoratu, mimo że byłam Żydówką i socjalistką”. Przyjaźnili się do końca życia, mieszkając w emigracyjnym Londynie. Po śmierci Tadeusza Bieleckiego w lutym 1982 r. uczestniczyła w jego pogrzebie. Podczas mszy żałobnej usiadła w ostatniej ławce. Podszedł do niej prezes Stronnictwa Narodowego Antoni Dargas i powiedział, że jej miejsce jest w pierwszym rzędzie. Bardzo ją te słowa wzruszyły.
Mąż i wojna
Na jednym z zebrań sekcji akademickiej PPS poznała rok starszego od siebie Adama Ciołkosza. Był już wtedy znanym działaczem harcerskim, niepodległościowym i socjalistycznym. Miał za sobą udział w wojnie polsko-bolszewickiej i trzecim powstaniu śląskim. Niedługo potem narodziła się ich wielka miłość. Była zawsze przy mężu w najtrudniejszych chwilach jego życia, wspierając go nawet wtedy, kiedy był sądzony w procesie brzeskim i więziony w Berezie Kartuskiej.
Po wybuchu II wojny światowej mimo wielu trudności wraz z synem przybyła do Paryża, gdzie czekał na nią mąż. Niedługo potem upadała Francja i znaleźli się w Wielkiej Brytanii. W czasie wojny należała do ścisłej elity polskiej emigracji. Była członkiem Komitetu Zagranicznego PPS. Po zakończeniu wojny pozostali na emigracji politycznej.
Podczas jednego ze spotkań opowiadała mi: „Nie było możliwości powrotu do kraju. Adamowi władze komunistyczne proponowały katedrę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Gdybyśmy wrócili, zamordowali by nas, jak Pużaka i innych towarzyszy. Gdy Adam przed wojną siedział w więzieniu na Montelupich w Krakowie, to wtedy komuniści krzyczeli na niego: socjalfaszysta, socjalzdrajca. Nikt z nas nie był przygotowany na to, że zostanie poza Polską. Wiele osób przeżywało osobiste tragedie, rozdzielono rodziny, dzieci. Wielu żyło w biedzie. Wszystko to jednak przetrwaliśmy, wierząc, że emigracja jest potrzebna. Naturalnie, jedne rzeczy były robione lepiej, inne gorzej. Jak to zwykle bywa w życiu społecznym czy politycznym. Jeżeli jednak patrzeć na całość dorobku kulturalnego, wydawniczego, społecznego, charytatywnego, politycznego, to trzeba dać ocenę dodatnią. W czasach gdy kraj nie mógł mówić, gdy panowała tam twarda dyktatura, polski głos o wolność, niepodległość i sprawiedliwość najbardziej mógł się rozlegać na emigracji, a przez emigrację na świecie”.
Do powrotu namawiał ich Józef Cyrankiewicz, przebywający w Londynie w 1947 r. Przyjaźnili się z nim od czasów krakowskich i tarnowskich. Podczas nocnej rozmowy starali się go przekonać, aby krajowa PPS poszła do wyborów sejmowych razem z PSL, a nie z Gomułką i komunistami. Cyrankiewicz panicznie się bał komunistów. 20 lat później, kiedy jako premier PRL wygłosił w Lublinie odczyt w 50-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości, Adam Ciołkosz po zapoznaniu się z tekstem wystąpienia napisał pracę „Moskalofilskie pojmowanie dziejów”. I zakończyła się wieloletnia przyjaźń.
Chrzest
W 1952 r. ich jedyny syn Andrzej popełnił samobójstwo. Byli zdruzgotani. Pokładali w nim wszystkie nadzieje, ponieważ był bardzo zdolnym tłumaczem i pisarzem. Przed śmiercią przetłumaczył na język angielski „Inny świat” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego.
Po tym tragicznym, rodzinnym wydarzeniu, poświęcili się pracy na rzecz emigracyjnej PPS. Ich wspólnym najważniejszym dziełem był „Zarys dziejów socjalizmu polskiego”. W trakcie pisania drugiego tomu Adam Ciołkosz doznał kolejnego zawału. Lidia wezwała pogotowie. Kiedy na miejsce przybyli sanitariusze, mąż dyktował jej jeszcze tekst. Pielęgniarz rozglądając się po mieszkaniu, w którym dominowały książki, zapytał chorego, czy to wszystko przeczytał. Ciołkosz leżąc na noszach, potwierdził. Anglik po chwili ciszy stwierdził, że nie dziwi go kolejny zawał chorego…
Po śmierci męża jesienią 1978 r. stanęła na czele emigracyjnego PPS, kierując jego pracami do początków lat 90. XX w. Wspierała krajową opozycję demokratyczną, w tym m.in. Komitet Obrony Robotników. Służyła pomocą dziesiątkom ludzi, którzy odwiedzali ją w skromnym mieszkaniu na Balmuir Garden w Londynie w dzielnicy Putney.
Przez cały okres powojenny wraz z mężem wspierali politycznie Kazimierza Sabbata, późniejszego premiera RP na Uchodźstwie i prezydenta RP, z którym się przyjaźnili. O Sabbacie mówiła zawsze dobrze. Kiedy w 1988 r. po namowach księdza Józefa Warszawskiego zdecydowała się przejść na katolicyzm, to właśnie Sabbat wraz z Martą Niepokólczycką byli jej rodzicami chrzestnymi.
Nasze spotkanie w Londynie
W 1991 r. przystępowałem do zbierania materiałów źródłowych do biografii Kazimierza Sabbata, która miała być moją pracą dyplomową na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim pisaną pod kierunkiem śp. Tomasza Strzembosza. Szukałem kontaktu z rodziną Sabbatów m.in. wśród pracowników Radia Wolna Europa. Z telewizji dowiedziałem się, że na kongres odrodzonej PPS przybyła do Warszawy dr Lidia Ciołkoszowa. Z publikacji wspomnieniowej w paryskiej „Kulturze” wiedziałem o przyjaźni jej z rodziną Sabbatów. Dzięki pomocy śp. prof. Haliny Ciołkosz-Łupinowej uzyskałem londyński adres dr Lidii. Ciołkoszowa nie tylko skontaktowała mnie z wdową po prezydencie (dziś już śp. Hanną Sabbatową), lecz również czyniła wszystko, abym otrzymał prywatne stypendium i przyjechał do Londynu na kwerendę.
Do Londynu przybyłem 2 grudnia 1991 r. Cztery dni później zostałem zaproszony przez Lidię Ciołkoszową do jej mieszkania. W mojej pamięci to dzień szczególny, ponieważ wtedy wypadły moje 30. urodziny.
W mieszkaniu przywitała mnie nie tylko dr Ciołkoszowa, lecz także pani Hanna Sabbatowa. Niewielkie mieszkanie wypełniały książki (księgozbiór liczył ponad 6 tys. książek i 3,5 tys. broszur). W pierwszych słowach naszej rozmowy gospodyni wspomniała, że przed wojną bywała w moim rodzinnym mieście Mielcu. Zapytała mnie, jak nazywał się przewodniczący mieleckiej PPS w okresie międzywojennym. Odpowiedziałem, że Jan Chruściel. Była mile zaskoczona, że młody człowiek wie o takich dawnych sprawach. Z pokoju gościnnego przeszliśmy do kuchni, gdzie przyjmowała przyjaciół i ludzi jej bliskich. Pokazała mi wówczas angielskie tłumaczenie wspomnień Herlinga-Grudzińskiego „A World Apart”. Kiedy dawała mi tę książkę, miała łzy w oczach. Od tego momentu rozpoczęła się moja wieloletnia przyjaźń z dr Lidią Ciołkoszową.
Socjalistka z urodzenia
Podczas pierwszego pobytu w Londynie na przełomie 1991–1992 służyła mi wszelką pomocą. Rozmawialiśmy godzinami nie tylko o Kazimierzu Sabbacie, lecz także o emigracji i PPS tej emigracyjnej i z okresu międzywojennego, o jej stosunku do Józefa Piłsudskiego i sanacji.
Napisała mi wówczas dedykacje następującej treści: „W związku ze zbliżającą się stuletnią rocznicą powstania PPS przekazuję Jackowi Danelowi do uczucia i historycznego spojrzenia sławną tradycję bojową tej partii o niepodległość – demokrację parlamentarną oraz socjalizm wolnościowy i humanistyczny. Na pamiątkę naszego spotkania w Londynie z prośbą o pamięć. Lidia Ciołkoszowa. 12/12/1991”.
Dowiedziałem się od niej, że odmówiła przyjęcia Orderu Orła Białego zarówno z rąk prezydenta RP Ryszarda Kaczorowskiego, jak i prezydenta RP Lecha Wałęsy. Tym samym była wierna etosowi PPS, wg którego tylko dwa odznaczenia można było przyjąć, zdobyte na polu chwały: Order Virtuti Militari i Krzyż Walecznych.
Podczas drugiego pobytu w Londynie latem 1994 r. gościła mnie u siebie. I tak jak za pierwszym razem służyła pomocą. Do 1996 r. trwała między nami regularna korespondencja. Pogarszający się stan zdrowia spowodował, że zamieszkała w „Kolbe House”. Listy przestały przychodzić. Ostatni raz widziałem ją latem 1997 r. Miałem wrażenie, że mnie poznaje. Niewiele mówiła, tylko się uśmiechała.
Zmarła dwa tygodnie przed swoimi 100. urodzinami. Pogrzeb odbył się w piątek 21 czerwca 2002 r. w kaplicy Putney Vale Cemetery. „Powinniśmy dziękować Bogu za Lidię Ciołkoszową” – powiedział ks. Tadeusz Sporny TJ podczas pożegnania. W kaplicy było niewiele osób, nieliczni znajomi i przyjaciele. Z Warszawy przybył prof. Andrzej Friszke, który odczytał słowa pożegnania od ministra spraw zagranicznych Władysława Bartoszewskiego.
Zgodnie z ostatnią wolą zmarłej nie było mszy św. Nad trumną pochylił się historyczny sztandar Polskiej Partii Socjalistycznej: – Wolność – Równość – Niepodległość. Była zawsze z biednymi, słabymi, krzywdzonymi, potrzebującymi pomocy. Pomagać, wspierać, okazywać im troskę to było credo życiowe dr Lidii Ciołkoszowej, które realizowała każdego dnia.
W ostatnim liście, jaki od niej otrzymałem jesienią 1996 r., napisała m.in.: „Jest w każdym człowieku gen, którego nie zna nauka – gen wrażliwości na krzywdę ludzką. Jedni słuchają go mocniej, inni słabiej. Ci pierwsi są socjalistami z urodzenia”.
Ogromną rolę w jej młodości odegrała twórczość Stefana Żeromskiego. Portret pisarza wisiał nad jej łóżkiem do czasu wybuchu II wojny
Była zawsze z biednymi, słabymi, krzywdzonymi, potrzebującymi pomocy. Pomagać, wspierać, okazywać im troskę to było credo życiowe dr Lidii Ciołkoszowej, które realizowała każdego dnia
KUP E-WYDANIE