To co dla większości Polaków było powodem do dumy i radości, dla władz PRL stanowiło problem, zagrożenie. Oznaczało też konieczność zmiany taktyki wobec poety, w tym wpuszczenie go do PRL. Nie sposób bowiem było, tym bardziej w okresie trwającego właśnie „solidarnościowego karnawału”, utrzymać obowiązującego (z pewnymi, ściśle określonymi wyjątkami) zakazu druku dzieł poety lub też odmówić mu prawa do odwiedzenia ojczyzny. Tak na marginesie przygotowania do jego przyjazdu do kraju rozpoczęto już na początku sierpnia 1980 r. w związku z napływającymi informacjami o możliwym uhonorowaniu Czesława Miłosza.
Jak prognozowano w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych: „Fakt przyznania nagrody Nobla i ewentualny przyjazd do Polski Cz. Miłosza może zaktywizować elementy wrogie polityce kulturalnej [państwa], które będą podejmować próby zwiększenia swojego wpływu w środowisku i propagować wrogie treści polityczne”. W związku z tym, a także innymi przewidywanymi zagrożeniami, przy Rakowieckiej uznano, że „celowym byłoby podjęcie kompleksowych i różnorodnych działań politycznych, propagandowych i wydawniczych”. Jednym z nich było właściwe przygotowanie przyjazdu pisarza do kraju, a także dążenie „do tego, by wizyta ta miała charakter wyłącznie literacki i wydawniczy”.
Przygotowania władz i służb
Poeta przyleciał do kraju 5 czerwca 1981 r. wieczorem. Jego wizyta miała po części charakter oficjalny, a po części półoficjalny, jednak przede wszystkim prywatny. Przyjeżdżał, jak sam stwierdzał, aby odebrać doktorat honoris causa przyznany mu przez Katolicki Uniwersytet Lubelski, a także by odbyć kilka spotkań autorskich w różnych miastach. Towarzyszyli mu wielbiciele, dziennikarze, a także funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa oraz ich oczy i uszy, czyli tajni współpracownicy – na czele z TW „Matratem” (Władysławem Huzikiem), jednym z cenniejszych agentów SB inwigilujących środowisko literackie w tym czasie.
O randze, jaką w MSW nadano przyjazdowi do Czesława Miłosza, świadczy prowadzenie na szczeblu centralnym sprawy obiektowej, czyli rozpracowania najwyższej rzec można kategorii, o kryptonimie „Poeta”. Wiele mniejszych spraw z nią związanych prowadziły również te komendy wojewódzkie Milicji Obywatelskiej, na terenie działania których miał przebywać noblista (np. w Krakowie sprawę operacyjnego sprawdzenia pod kryptonimem „Wizyta”). Paradoksalnie dzisiaj materiały zgromadzone w jej ramach są wbrew intencjom ich twórców jednym z cenniejszych świadectw tej wizyty…
Na warszawskim lotnisku Okęcie poeta został przywitany najpierw przez najbliższą rodzinę (Andrzeja i Grażynę Miłoszów, Joannę Miłosz-Piekarską z mężem), następnie (w pokoju gościnnym pawilonu lotniczego) przez „wcześniej ustalonych gości” (m.in. pisarzy, delegacje KUL i NSZZ „Solidarność”, a także przedstawiciela Ministerstwa Kultury i Sztuki). Obecna oczywiście była Telewizja Polska oraz ekipy telewizyjne z państw zachodnich. Na zewnątrz czekały pozostałe osoby, m.in. członkowie Akademickiego Klubu „Włóczęgów” z Katowic, którzy zaśpiewali poecie piosenkę „Kurdesz”. Nie obyło się oczywiście również bez gromkiego „Sto lat” odśpiewanego przez zgromadzony tłum.
Warszawskie spotkania
Dzień później Czesław Miłosz wziął udział w organizowanym przez Ministerstwo Kultury i Sztuki w pałacu Na Wodzie w warszawskich Łazienkach spotkaniu (koktajlu) z „przedstawicielami świata kultury”, z udziałem ok. 80–90 osób. Poecie życzenia z okazji otrzymania Nagrody Nobla złożył minister Józef Tejchma, gratulując „powiększenia grona laureatów z zakresu humanistyki”. Tego samego dnia noblista wziął udział w spotkaniu autorskim ze studentami w słynnym warszawskim klubie studenckim Stodoła. Według danych zebranych przez Służbę Bezpieczeństwa brało w nim udział 1,2–1,5 tys. osób, a kilkaset dalszych śledziło jego przebieg na specjalnych monitorach wystawionych na zewnątrz. Notabene zaproszenie na spotkanie kosztowało na „czarnym rynku” ok. 1 tys. zł (przy przeciętnym miesięcznym wynagrodzeniu nieco ponad 6 tys. zł), co nie odstraszało oczywiście chętnych. Jak raportowała potem, zapewne z ulgą, SB: „Dwukrotnie usiłowano skierować dyskusję na tematy polityczne, lecz Miłosz nie podjął tych tematów”.
W niedzielę 7 czerwca rano noblista spotkał się w mieszkaniu Elżbiety i Pawła Bąkowskich z pracownikami oraz współpracownikami Niezależnej Oficyny Wydawniczej „NOWA”. Zgromadziło się tam kilkadziesiąt osób. Warto w tym miejscu przypomnieć, że właśnie to wydawnictwo wydawało w Polsce (oczywiście w drugim obiegu) dzieła poety. Jak mówił witając gości Adam Michnik: „NOWA jest dumna, że jako pierwsza w kraju zapoznała czytelników z twórczością Miłosza. Nie kierowały nami motywacje polityczne, lecz artystyczne”. Gościowi wręczono egzemplarz drukarski pierwszego wydania „Zniewolonego umysłu”. Z kolei Mirosław Chojecki, współzałożyciel „NOWEJ”, przedstawił mu – osoba po osobie – ludzi, którzy drukowali poszczególne tomy jego poezji. Wyraźnie wzruszony poeta wyraził uznanie tym, którzy mieli odwagę wydawać jego dzieła, ryzykując wolność. Mówił: „Chyba trudniej jest moje książki wydawać, niż je napisać”. Ponadto, jak informowała Służba Bezpieczeństwa, „złamał swój zwyczaj i podpisał setki książek wydanych nielegalnie w Polsce”.
Kolejnym punktem programu było spotkanie w Pen Clubie, również 7 czerwca, po południu. Tym razem uczestniczyć w nim miało ok. 500 osób w środku, a także dwa razy więcej na zewnątrz. Doszło wówczas do znamiennego dla tego czasu incydentu. Kiedy mianowicie do drzwi podszedł wiceminister kultury i sztuki Stanisław Puchała i oświadczył, kim jest, pilnujący wejścia odpowiedzieli: „Już tu kilku takich chętnych na podobny numer było”. Ostatecznie jednak wpuszczono go na salę, ale dopiero po wylegitymowaniu.
Dni w Krakowie i Lublinie
W dniach 8–10 czerwca Czesław Miłosz gościł z kolei w Krakowie. Wziął udział w zorganizowanej przez Uniwersytet Jagielloński sesji naukowej poświęconej jego twórczości. Spotkał się również ze studentami i z uczonymi z UJ, pisarzami z Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich, a także członkami redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Ze względu na zmęczenie nie skorzystał natomiast z zaproszenia na program artystyczny do legendarnej Piwnicy pod Baranami, odwołał także część zaplanowanych wcześniej spotkań, m.in. w Klubie Inteligencji Katolickiej.
Kolejnym punktem jego wizyty był Lublin, do którego przybył 10 czerwca wieczorem. Tego dnia zwiedził bibliotekę Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz wziął udział w spotkaniu z polonistami, w którym uczestniczyło ok. 450 osób. Notabene, przynajmniej w ocenie SB, jego odpowiedzi na zadawane mu pytania „były natychmiastowe, niejednokrotnie złośliwe i ironiczne”, co miało wynikać z „przeintelektualizowanych pytań”. Dzień później odebrał przyznany mu przez KUL doktorat honoris causa. Ceremonię tę poprzedziła msza święta w intencji polskich pisarzy i poetów zmarłych, zaginionych i zamordowanych w kraju, a także poza jego granicami, w latach 1939–1945 odprawiona w kościele akademickim oraz spotkanie z senatem uczelni i biskupami „uczestniczącymi w imprezie”.
W godzinach popołudniowych noblista złożył kwiaty na grobie poety Józefa Czechowicza. Później uczestniczył w raucie (dla ok. 300 osób) i wziął udział w wieczernicy, podczas której znani aktorzy (m.in. Daniel Olbrychski) recytowali jego wiersze i utwory innych polskich poetów. W ocenie SB: „Dobór utworów sprowadzał się do problematyki «wolności», wynikającej z podtekstu tych utworów”.
Najważniejszym wydarzeniem podczas ostatniego dnia pobytu w Lublinie (12 czerwca) było spotkanie Miłosza z członkami NSZZ „Solidarność” i Niezależnego Zrzeszenia Studentów na dziedzińcu uniwersyteckim. Wzięło w nim udział (przynajmniej w ocenie Służby Bezpieczeństwa) ok. 2 tys. osób, nie tylko z Regionu Środkowo-Wschodniego, ale też z innych regionów związku (wśród nich znalazł się m.in. przewodniczący NSZZ „Solidarność” Lech Wałęsa). Czesław Miłosz – jak raportowała SB – „w krótkim wystąpieniu oddał hołd robotnikom za to, co zrobili w ostatnim okresie dla narodu polskiego, a co jego zdaniem łączy się z jego dotychczasową twórczością”.
Łomża i Gdańsk
13–14 czerwca to czas na krótki oddech bez spotkań, uroczystości i wieczernic, jedynie w gronie najbliższych. 15 czerwca wyraźnie wypoczęty noblista przyjechał do Łomży, aby wziąć udział w Łomżyńskiej Wiośnie Poetyckiej. Wcześniej jednak udał się na obiad z organizatorami (Łomżyńskim Klubem Literackim, Wydziałem Kultury Wojewódzkiej Rady Narodowej) oraz władzami wojewódzkimi, a także zwiedził skansen budownictwa kurpiowskiego w Nowogrodzie, w którym spotkał się z grupą pisarzy, co zaowocowało zorganizowanym naprędce „seminarium na temat recepcji twórczości Miłosza w Polsce”. Wziął też udział w spotkaniu „ze społeczeństwem Łomży” w Wojewódzkim Domu Kultury. Według danych SB uczestniczyło w nim ok. 400 osób, m.in. Adam Michnik, Zbigniew Bujak i Maciej Madeyski z NSZZ „Solidarność” Regionu „Mazowsze”.
Ostatnim punktem tego bardzo napiętego programu było zwiedzanie wystawy w muzeum okręgowym poświęconej jego życiu i twórczości. Nic zatem dziwnego, że drugi dzień pobytu w tym mieście był już zdecydowanie mniej intensywny. Czesław Miłosz ograniczył się właściwie do krótkiego udziału w sesji literackiej „Być poetą”, gdzie miał odczyt o losie pisarza na emigracji, a także zaprezentował kilka swoich niepublikowanych wierszy.
Końcowym etapem wizyty było Trójmiasto. Miłosz przybył tam 17 czerwca na zaproszenie Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Poległych Stoczniowców. W godzinach przedpołudniowych złożył wieniec na grobie swej matki na cmentarzu w Sopocie, następnie został przyjęty przez I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku Tadeusza Fiszbacha i złożył wizytę biskupowi gdańskiemu Lechowi Kaczmarkowi, a także wysłuchał koncertu organowego w katedrze oliwskiej. Po południu spotkał się ze stoczniowcami i innymi zaproszonymi gośćmi w Sali BHP Stoczni Gdańskiej, gdzie niespełna 10 miesięcy wcześniej podpisano porozumienie gdańskie. Po drodze złożył jeszcze kwiaty pod tablicą na murze stoczni, upamiętniającą zabitych w Grudniu 1970 r. W Gdańsku, tak jak wcześniej w Lublinie, wyraził robotnikom i Lechowi Wałęsie wdzięczność za to, że powstała „Solidarność”, która daje nadzieję milionom ludzi. Z kolei Wałęsa stwierdził, że „postawa i twórczość Cz. Miłosza była i jest inspiracją do działań” związku. Zmęczony trudami dnia poeta odwołał zapowiedzianą recytację swych wierszy. Ograniczył się do przemówienia i odpowiedzi na pytania. W Trójmieście został do dnia następnego, gdyż miał zamiar wziąć udział w procesji Bożego Ciała.
Odetchnęli z ulgą
19 czerwca 1981 r. odleciał z Polski do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkał od lat. Władze PRL mogły odetchnąć z ulgą. Wbrew ich obawom wizyta przebiegła nader spokojnie. W znacznej mierze zresztą dzięki postawie samego noblisty, który potraktował ją w kategoriach pobytu prywatnego. Jak podsumował złośliwie, ale nie bez pewnej racji TW „Matrat”: „Jego pobyt w Polsce należy oceniać wyłącznie w kategoriach wizyty starszego wiekiem artysty w kraju młodzieńczych wspomnień. Żadnych interesów tutaj nie miał, mieć nie będzie, nie chce ich mieć. Ważne jest dla niego spokojne miejsce w Berkeley, dom rodzinny, synowie, własna biblioteka. Jakiekolwiek deklaracje (choćby o katolicyzmie czy na temat socjalizmu) mogłyby mu zaszkodzić w protestanckiej Ameryce, gdzie żyje w znacznej mierze wśród liberalnych intelektualistów i trochę wśród Polonii”. Noblistę wyraźnie męczyły sztywne, oficjalne punkty programu. Zdecydowanie wolał te bardziej kameralne, spontaniczne, np. w gronie pracowników i współpracowników Niezależnej Oficyny Wydawniczej.
Kolejny raz Miłosz przyjechał do kraju dopiero osiem lat później – tym razem z okazji otrzymania doktoratu honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale to już całkiem inna historia.
O randze, jaką w MSW przykładano do przyjazdu noblisty, świadczy prowadzenie na szczeblu centralnym sprawy obiektowej, czyli rozpracowania najwyższej rzec można kategorii, o kryptonimie „Poeta”
19 czerwca 1981 r. odleciał z Polski do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkał od lat. Władze PRL mogły odetchnąć z ulgą.