Odbyć spotkanie Ze Spułą dzisiaj. Jeżeli będzie możliwość, strzelać do Spuły, strać się raniąc ciężko, obezwładnić go. Natychmiast powiadomić PUBP Wadowice - takie zadanie wyznaczono 11 czerwca 1949 r. agentowi "Rokowskiemu".
Ofiarą miał być Mieczysław Spuła „Feluś” – partyzant oddziału ppor. Mieczysława Wądolnego „Mściciela” operującego w okolicach Wadowic, który po śmierci dowódcy kontynuował walkę, dowodząc kilkuosobową grupą.
Zgłosił się osobiście…
„Rokowski” świetnie go znał, to właśnie Spuła wprowadził go do oddziału ppor. Wądolnego. Po śmierci dowódcy od 1947 r. walkę kontynuowała grupa dowodzona przez Spułę. „Rokowski” po kilku miesiącach do niej dołączył. Przez jakiś czas usiłował ukrywać się na ziemiach zachodnich. W Beskid powrócił w marcu 1949 r. Dwa miesiące później został zwerbowany przez naczelnika Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Krakowie Stanisława Wałacha. Jak podkreślali funkcjonariusze UB, „Rokowski”:
„Zgłosił się sam osobiście […], podając, w jakich okolicznościach wstąpił do bandy Spuły oraz jej skład osobowy i meliniarzy”. W zamian oczekiwał bezkarności. Agent przyjął pseudonim „Rokowski” – stał się jednym z najgroźniejszych konfidentów krakowskiej bezpieki działających przeciw powojennemu podziemiu. Był nim Kazimierz Kubarek urodzony w 1930 r. w Bachowicach nieopodal Wadowic. Kubarek deklarował: „Zobowiązuję się rozpracować szczegółowo bandę Spuły i jego współpracowników oraz wszystkie wiadome mi meliny broni, jakie posiada”. Ponadto „udzielił informacji, podając szereg współpracowników bandy posiadających broń oraz meliny broni, spis członków bandy i wiele innych wiadomości”. Charakteryzując partyzantów i osoby ich wspierające, podawał ich imiona, nazwiska, pseudonimy, wsie, z których pochodzili lub w których mieszkali, oraz rysopisy. O Spule mówił: „D[owód]ca bandy, 167 [cm], włosy przefarb[owane] blond, kręcone, wąs długi, chodzi w czarnym ubraniu, krawat czerwony (Spytkowice Wróblówki)”. W wypadku osób, których nie znał tak dobrze, podawał rysopisy – np. „czarny, wysoki, tęgi (190 [cm]) silnie zbudowany, bez wąsa, czoło wysokie” – i miejsca zamieszkania – np. „sklepikarz koło mostku, dom obity deskami w Tuczarni”. Scharakteryzował w ten sposób 40 osób. Już miesiąc po werbunku „Rokowski”, wykorzystując zaufanie partyzantów, „podczas snu zastrzelił Spułę i bandytę [Kazimierza] Kudłacika [„Zenita”]”. Było to równoznaczne z likwidacją grupy „Felusia”, choć przez kolejnych kilka miesięcy „Rokowski” tropił jeszcze ukrywających się pojedynczo współpracowników i partyzantów oddziału. Między innymi w 1950 r. razem z funkcjonariuszem UB wyjechał do Katowic, gdzie zidentyfikował miejsce ukrywania się jednego z partyzantów. Jak raportowano: „Pracownik PUBP Wadowice chciał dokonać aresztowania, jednak ukrywający się zaczął uciekać, gdzie to ag[ent] »Rokowski« strzelając zabił w/w…”.
Agenci z komitetu
Już w 1951 r. postanowiono go wykorzystać do rozbicia grupy Jana Sałapatka „Orła” – legendarnego dowódcy partyzanckiego, którego Grupa Operacyjna AK „Zorza” po 1947 r. siała postrach wśród komunistów w pow. wadowickim. Grę zawiązano w stosunkowo prosty sposób. Bezpieka ujęła Konstantego Prymulę „Górala” – partyzanta z oddziału „Orła”, którego osadzono w celi razem z „Rokowskim”. Następnie „pozwolono [im] zbiec, licząc się z tym, że Prymula wraz z naszym agentem dołączy się do bandy Sałapatka”. Jednak „Góral” chciał ukryć się na ziemiach zachodnich. „Rokowski” udał więc, że akceptuje ten plan, a gdy dotarli do Krakowa, wydał Prymulę w ręce funkcjonariuszy bezpieki. Ci – szantażem – zwerbowali go do współpracy i odesłali w Beskid. Jednak Prymula – jak się wydaje – nie wywiązał się ze zlecanych mu zadań. W kolejnych miesiącach brał udział w akcjach wspólnie z Sałapatkiem. Zginął w czasie jednej z nich w maju 1952 r. Wtedy dopiero można było myśleć o ponownym wprowadzaniu do gry „Rokowskiego”. Początkowo jednak wykorzystano go do rozpracowania Jana Rysia „Sowieta”, „Huragana” (dowodzącego wcześniej oddziałem krypt. „Pościg”). W listopadzie 1953 r. zainicjowano grę operacyjną, w ramach której bezpieka powołała fikcyjną organizację o nazwie Komitet Katolicki. Agenturę wprowadzano do niej „w ciemno” – to znaczy konfidenci byli przekonani, że infiltrują prawdziwą strukturę konspiracyjną. Kluczową rolę odgrywali w tej grze dwaj agenci „Rokowski” oraz „Maciejewski”. Tym drugim – jak wynika z zapisów ewidencyjnych – był żołnierz AK, a później WiN Franciszek Abraszewski. Ostatecznie w ramach gry poprzez „Sowieta” udało się agentom UB uzyskać kontakt z Sałapatkiem. W toku działań operacyjnych „Sowieta” aresztowano – a innym konspiratorom wmówiono, że w związku z grożącym mu aresztowaniem Komitet Katolicki przerzucił go na inny teren. Głównym celem działań UB stała się rozgrywka z Sałapatkiem. W tym czasie ukrywał się on już tylko z jednym partyzantem Władysławem Drożdżem „Gołębiem”. Sałapatek poznał obydwu agentów, którzy na potrzeby Komitetu Katolickiego przyjęli pseudonimy organizacyjne – i tak Abraszewskiego Sałapatek znał jako „Tomasza”, a Kubarka – jako „Henia”. Był jednak wobec organizacji ogromnie nieufny. Mimo to UB przygotowywał się do ostatecznej rozgrywki, która – jak należy sądzić – miała prowadzić do ujęcia Sałapatka, a gdyby to było niemożliwe, do jego zabójstwa.
Ostatecznie po wielomiesięcznych zabiegach udało się przekonać Sałapatka do spotkania w szerszym gronie. Szantażowano go jednocześnie, że prowadzona przez niego aktywność przeszkadza w działalności Komitetu. Sałapatek i ukrywający się z nim Drożdż zdecydowali się przyjść na spotkanie z ludźmi z organizacji 18 stycznia 1955 r. do zaufanego gospodarstwa. Po akcji ubecy raportowali: „O godz. 18.30 przyszedł do mieszkania […] Sałapatek wraz z bandytą Drożdżem, gdzie czekali już na niego »Tomasz« (agent »Maciejewski«) i »Henio« (agent »Rokowski«) oraz »Zygmunt« (pracownik Ud/sBP [Edward] Wikosz). Natomiast grupa realizacyjna [czyli inni funkcjonariusze UB i KBW] już czekała w sąsiednim pokoju, słysząc częściowo rozmowę bandytów oraz naszych ludzi”. Sałapatek wciąż pozostawał nieufny i przez dwie godziny prowadził rozmowę, stojąc „przy drzwiach wyjściowych w pogotowiu, z bronią obserwując naszych ludzi”. Ostatecznie agent „Maciejewski” skłonił go do podejścia do stołu, chcąc mu pokazać coś na mapie. Jak raportowano dalej: „Po pewnym wahaniu bandyta Sałapatek przybliżył się do stołu, na co »Tomasz« jeszcze raz polecił »Heniowi«, aby ten przyniósł drugą mapę. »Henio« zamiast mapy wyjął przygotowany przedmiot z szafy, którym obezwładnił bandytę Sałapatka, krzycząc równocześnie »Wody«, co oznaczało hasło na wybiegnięcie z drugiego pokoju przygotowanych pracowników do pomocy w związaniu bandytów”. Według oficjalnej wersji Sałapatek po uderzeniu pałką miał się jeszcze bronić i dopiero obalony na ziemię z pomocą wbiegających funkcjonariuszy miał nieszczęśliwie rozbić sobie głowę, co spowodowało pęknięcie czaszki i uszkodzenie mózgu.
Zmarł, nie odzyskawszy przytomności, dziewięć dni później w szpitalu.
Krzyż za utrwalanie
Po śmierci Sałapatka „Rokowski” został skierowany do rozpracowania partyzantów z oddziału Stanisława Perełki „Dębińskiego”. Dowódca oddziału zginął w walce w lipcu 1955 r., zadaniem Kubarka stało się odnalezienie ukrywających się jeszcze jego podwładnych. Wywiązał się z niego, doprowadzając do aresztowania Walentego Sajdaka i Józefa Oleksego. Później wyznaczono mu nowe zadanie, nakazując rozpracowanie „Długopolskiego Stanisława [ps. „Dziadek”], który ukrywał się na terenie powiatu nowotarskiego”. Pierwsze próby rozpracowania go Kubarek miał podejmować już w 1953 r. – jednak ze względu na to, że Długopolski przeszedł na stronę czechosłowacką, skoncentrowano jego działania na rozpracowaniu Rysia i Sałapatka. Także drugie podejście do sprawy Długopolskiego nie było udane. Kubarek nie zdołał doprowadzić do jego aresztowania, a „Dziadek” ujawnił się w czerwcu 1956 r., korzystając z ogłoszonej dwa miesiące wcześniej amnestii. Za działalność agenturalną Kubarek był systematycznie wynagradzany pieniędzmi, dodatkowe premie wypłacano mu po sfinalizowaniu kolejnych spraw, do których go wprowadzono, a także np. na 15. rocznicę „wyzwolenia Polski Ludowej”. Dodatkowo w czerwcu 1955 r. „za zasługi w zwalczaniu wrogów Polski Ludowej” został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, który – ze względu na konspirację agenta – pozostał na przechowaniu w UB aż do momentu zakończenia współpracy. Mógł również liczyć na wsparcie innego rodzaju. Po tym, gdy z racji włączenia go w rozpracowanie Rysia i Sałapatka stracił pracę, bezpieka przejęła na siebie wypłacanie mu co miesiąc ekwiwalentu za utracone zarobki, a także udzielanie mu zapomóg, które otrzymałby z zakładu pracy. Przykładowo w styczniu 1954 r. jego oficer prowadzący pisał raport o sfinansowanie mu wyprawki, co motywował tym, że „żona jego jest w poważnym stanie i takową otrzymałby z zakładu pracy, lecz obecnie nie pracuje”. Natomiast gdy Kubarek w 1956 r. chciał rozpocząć pracę w Hucie im. Lenina, zastępca naczelnika Wydziału III SB w Krakowie prosił szefa SB „o zwrócenie się z prośbą do Sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR tow. [Stanisława] Brodzińskiego, względnie [Edwarda] Gabary, aby wym[ienieni] z kolei zwrócili się bezpośrednio do [naczelnego] dyrektora [huty Antoniego] Czechowicza o przyjęcie na walcownię blach na zimno na stanowisko operatora Kubarka Kazimierza”. Po czym dodawał: „W ten sam sposób zostało już uprzednio załatwione mieszkanie dla wymienionego”. Po 1956 r. Kubarek był wykorzystywany do rozpracowania środowiska robotniczego w Nowej Hucie. W raportach UB zachowała się informacja o co najmniej jednej osobie, Kazimierzu Przybyle, który został wówczas aresztowany na podstawie jego donosów za kolportaż „wrogich ulotek”. Równolegle Kubarek inwigilował nadal byłych działaczy powojennego podziemia – usiłując ustalać kolejne miejsca, w których ukrywana miała być broń. Na różnych etapach jego współpracy z resortem miało z nim kontakt w sumie 26 funkcjonariuszy UB i SB. Współpracę zakończono w 1962 r., kiedy – podczas rutynowej kontroli składanych przez niego doniesień – okazało się, że oczerniał niewinne osoby. Prawdopodobnie czując, że jego znaczenie dla resortu spada, usiłował – konfabulując – wykazać swoją przydatność. Jednak wewnątrzresortowe metody weryfikacji donosów sprawiły, że próby wprowadzenia SB w błąd nie powiodły się.
Do 1986 r. pracował kolejno w Hucie im. Lenina, Naftobudowie, i jak zapisano – SPB (prawdopodobnie Społecznym Przedsiębiorstwie Budowlanym). Następnie przeszedł na rentę. W 1988 r. starał się o zaświadczenie od SB, które stwierdzałoby jego zaangażowanie „w walce zbrojnej o utrwalanie władzy ludowej”, co było mu potrzebne „dla celów rentowych”. Aby go nie dekonspirować, zalegendowano ostatecznie jego aktywność jako członka ORMO.
KUP E-WYDANIE