W styczniu 1945 r. polski rząd na uchodźstwie odebrał depeszę od Agudas Yisrael, organizacji skupiającej ortodoksyjnych Żydów, niegdyś jednego z najpotężniejszych żydowskich ugrupowań w Polsce: „Nasz szwajcarski oddział poinformował nas o bardzo aktywnej pomocy i działaniach ratowniczych dokonanych przez Pana kolegów w Bernie. Bez ich współpracy nie udałoby się uratować wielu setek polskich Żydów” – pisał przywódca Agudas Israel World Organization, Harry Goodman.
Dokument wymienia cztery nazwiska: posła (ambasadora) RP w Bernie Aleksandra Ładosia, jego zastępcę Stefana Ryniewicza, konsula Konstantego Rokickiego oraz zatrudnionego w konsulacie żydowskiego eksperta dr. Juliusza Kühla. Po przejęciu władzy przez Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej wszyscy zakończą służbę w Bernie i rozpoczną niełatwą tułaczkę po świecie. Depesza Goodmana trafiła do archiwum, gdzie zostanie znaleziona dopiero po 70 latach.
Źródłowe przesłuchania
W czasie kiedy Agudas pisze podziękowania dla Polaków, w Nowym Jorku powstaje inny dokument. Sporządza go Kurt Grossmann, działacz Światowego Kongresu Żydów (WJC) odpowiedzialny za operację ratunkową w Europie. „W załączniku znajdą Państwo listę Żydów w Bergen-Belsen, którzy posiadają dokumenty latynoamerykańskie i których Niemcy uznali za nadających się do wymiany” – pisze.
Dalej nie ma już tekstu. Jest tylko ciąg nazwisk z datami i miejscem urodzenia. Na liście jest 646 nazwisk, w tym 243 posiadaczy paszportów jednego państwa – Republiki Paragwaju. W tym samym czasie organizacje żydowskie oceniają, że w obozie jest jeszcze kilkaset innych osób z paszportami latynoamerykańskim, z różnych przyczyn nieumieszczonych przez Niemców na liście. Znaczna część tych na liście i tych poza nią doczeka wyzwolenia. Nie wiadomo, ilu fałszywych obywateli Hondurasu, Paragwaju czy Salwadoru przebywa w innych obozach dla internowanych. Rok wcześniej Światowy Kongres Żydów oceniał ich liczbę na 9,5 tysiąca, ale na pewno część z nich już nie żyje.
Skąd się wzięły paszporty latynoamerykańskie? Najwięcej do wiedzy na temat okoliczności ich powstawania wniosła szwajcarska policja. W 1942 r. wszczęła śledztwo w sprawie dziwnych kontaktów między konsulem honorowym Paragwaju, berneńskim notariuszem Rudolfem Hüglim i znajdującą się niespełna 500 metrów w górę centralnej ulicy Thunstrasse sekcją konsularną Poselstwa RP.
W styczniu 1943 r. Hügli zostaje zatrzymany przez szwajcarską policję, zaraz później na przesłuchanie trafia żydowski współpracownik polskiego poselstwa, dr Juliusz Kühl. Obaj przyznają się do „winy”, a Kühl wskazuje, że nie działał sam – twierdzi, że wszystko, co robił, robił na polecenie polskich dyplomatów. Schemat wyglądał następująco: Hügli zgodził się za pieniądze udostępniać paragwajskie druki paszportowe, Kühl wręczał mu łapówki i odnosił paszporty do konsulatu RP. Tu trafiały one do konsula Konstantego Rokickiego. Ten wieloletni dyplomata, warszawiak, weteran wojny polsko-bolszewickiej, wpisywał do nich nazwiska polskich Żydów.
Kühl bardzo dokładnie opisał proceder sędziemu śledczemu:
„Pytanie, jak możemy zorganizować zagraniczne paszporty dla polskich obywateli, pojawiło się po raz pierwszy po zajęciu Polski przez Niemcy i Rosję, na przełomie roku 1939 i 1940. Chodziło wtedy przede wszystkim o to, aby z części okupowanej przez Rosję wydostać pewne osoby, o które się obawialiśmy. (…) Z tymi paszportami ich posiadacze mogli wyjechać z terenów okupowanych przez Rosję do Kobe na granicy rosyjsko-japońskiej, gdzie polski konsulat wystawiał im polskie paszporty, z którymi mogli podróżować dalej. Gdy terytorium Polski zostało całkowicie zajęte przez Niemców, pojawiło się to samo zagadnienie ratowania pewnych polskich obywateli przed niemieckimi obozami koncentracyjnymi lub śmiercią. W ten sam sposób zlecaliśmy wystawienie paragwajskich paszportów dla pewnych polskich obywateli. Osoby te nie mogły co prawda wyjechać z Polski, ale za to nie musiały się obawiać, że zostaną umieszczone w obozach koncentracyjnych, deportowane czy zamordowane”.
Te zeznania wystarczyły policji, by zacząć rozmontowywać siatkę. Podstawowym pytaniem było teraz, skąd Kühl i Rokicki biorą adresy, zdjęcia paszportowe i dane personalne. Stało się to jasne w maju 1943 r. – śledczy weszli do sklepu zuryskiego kupca Chaima Eissa i zabrali go na przesłuchanie. Wraz z pochodzącym z Ustrzyk chasydem, liderem szwajcarskiej gałęzi Agudas Israel, wpadły całe płachty z przyszytymi zdjęciami paszportowymi. W ręce policji dostała się też korespondencja prowadząca do Rokickiego i do Genewy, gdzie urzędował dr Abraham Silberschein, przed wojną poseł na Sejm, w czasie wojny działacz Światowego Kongresu Żydów. Eiss powiedział praktycznie to samo, co Kühl i Hügli – zajmował się przemytem dokumentów do Generalnego Gubernatorstwa i dostarczał Rokickiemu pieniądze na przekupywanie konsula Paragwaju. W zamian dostawał gotowe paszporty. Po paru miesiącach policja przyszła również po dr. Silberscheina, okazało się, że jest drugim źródłem „przemytu”. Oto fragment jego przesłuchania:
„PRZESŁUCHUJĄCY: Znaleźliśmy w pańskim biurze spory pakiet nowych paszportów różnych krajów Ameryki Południowej, wydanych w ostatnim czasie w Szwajcarii. Czy może nam Pan wyjaśnić, podając pełne i prawdziwe informacje, co Pan robi z tymi paszportami?
SILBERSCHEIN: Kilka miesięcy temu, w Polskim Poselstwie w Bernie, przeprowadziłem rozmowę z panem Ryniewiczem, pierwszym sekretarzem placówki, a także z panem Rokickim, który kieruje sekcją konsularną w Bernie. Panowie ci zwrócili moją uwagę na fakt, że niektóre osoby w Szwajcarii zajmowały się dostarczaniem paszportów krajów Ameryki Południowej Polakom przebywającym w różnych krajach okupowanych przez Niemcy. Te paszporty gwarantowały zainteresowanym poprawę ich losu. Mieliśmy do czynienia z prawdziwym »czarnym rynkiem« paszportowym. Panowie z Poselstwa wyrazili życzenie, żebym to ja wziął odpowiedzialność za tę sprawę, co też uczyniłem w imieniu »RELICO«”.
Dokumenty życia
Silberschein opisał też cały proceder. Paszporty Paragwaju były polskimi fałszywkami dostarczanymi przez Rokickiego i podpisywanymi przez skorumpowanego Hügliego, ale sam Silberschein – czasem przy pomocy Polaków – utrzymywał też innych „dostawców”. Konsulowie honorowi Haiti i Hondurasu pracowali dla niego za pieniądze. Szybko skończyła się współpraca z José Barreto, konsulem Peru, który wpadł po wystawieniu 28 paszportów i został zwolniony. Dopiero rozpocząć miała się współpraca Silberscheina z Arturo Castellanosem, konsulem generalnym Salwadoru w Genewie, jedynym obok Polaków, który pozwalał wydawać paszporty z pobudek humanitarnych i nie czerpał z tego zysku.
W ten sposób operacja trwała przez całą końcówkę 1942 r. i praktycznie cały rok 1943. Nie do końca wiadomo, kiedy zapadła decyzja o jej rozszerzeniu. W korespondencji między Silberscheinem i Rokickim w pewnym momencie pojawiają się odbiorcy spoza terytorium Polski pozostającym pod okupacją niemiecką. To Żydzi z Holandii, Belgii i pozbawieni obywatelstwa Żydzi z Niemiec. Sporadycznie paszporty trafiają na Słowację (dostali je m.in. przywódcy żydowskiego ruchu oporu, tzw. Grupy Pracy), znaleziono pojedyncze dokumenty dla osób z Francji, Włoch, Litwy, Austrii, Rumunii, a także dla kilku osób urodzonych (prawdopodobnie bez obywatelstwa) w Szwajcarii. Do wielu z tych ludzi dokumenty dotarły w Kamp Westerbork w okupowanej Holandii, skąd groziła im deportacja do Sobiboru i Auschwitz.
Ambasador Ładoś
Wpadka Silberscheina we wrześniu 1943 r. doprowadziła też do ujawnienia się po raz pierwszy głównego członka sześcioosobowej grupy. Policja wiedziała już o Kühlu, Ryniewiczu, Eissie, Silberscheinie i Rokickim, ale w żadnym z dokumentów nie występował człowiek, bez którego zgody, wiedzy i wsparcia, akcja nigdy by się nie odbyła. To polski poseł (ambasador) – Aleksander Ładoś. Wytrawny dyplomata, były poseł w Rydze i były konsul generalny w Monachium, nie pozostawił po sobie do tego momentu żadnego śladu uczestnictwa w nielegalnej i zakonspirowanej akcji. Byłby nieznany, gdyby nie odtajnienie części archiwum Szwajcarii.
Tuż po aresztowaniu Silberscheina Rada Federalna pozbawia exequatur Hügliego, udziela upomnienia Rokickiemu i żąda od Ładosia zwolnienia Kühla, oświadczając, że nie uznaje go za dyplomatę. Sytuacja jest krytyczna. Zmusza to Ładosia do udania się do Pałacu Federalnego, gdzie czeka na niego minister spraw zagranicznych Szwajcarii, Marcel Pilet-Golaz. Jest 13 października 1943 r. Relację z tej rozmowy zdaje sam Pilet-Golaz:
„O godzinie 11:30 przychodzi do mnie minister Ładoś, polski chargé d’affaires. Po poinformowaniu mnie o internowanych porusza kwestię dr. Kühla. Dosyć szybko okazuje poruszenie. (...) Jego rząd nigdy nie wyrazi zgody. Jest zdziwiony, że nie uprzedzono go o tym ani nie omówiono z nim tej sprawy. (...) To nie wyjaśnia naszej interwencji, skoro w gruncie rzeczy to nas nie dotyczy: chodziło o rząd Paragwaju, chodziło o Polaków, nie chodziło o Szwajcarię itd., itd. (...) Jego rząd nigdy nie zrozumie, że teraz traktujemy z bezwzględną surowością działania (...) inspirowane bardziej szlachetnymi pobudkami – troską o ocalenie życia pewnej liczby dobrych ludzi, tym bardziej, że zasadniczo nie dochodziło do wysyłki fałszywych paragwajskich paszportów, ale kserokopii.”
Notatka jest dowodem, że Ładoś wiedział od samego początku o sprawie i sugeruje, że fałszowanie paszportów dla Żydów odbywało się za jego zgodą i wiedzą, jeżeli nie na jego polecenie. Tak samo jak fakt, że na samym początku wojny, udostępnił żydowskiej rodzinie Sternbuchów możliwość przesyłania szyfrowanych depesz. Przez Waszyngton i Londyn trafiały one do liderów wspólnoty żydowskiej. Depesze te m.in. udokumentują nieudaną próbę nakłonienia aliantów do zbombardowania magistrali kolejowej Preszów-Koszyce i utrudnienia transportów oraz częściowo udaną próbę przekupstwa Heinricha Himmlera, by ten zgodził się na przełomie 1944 i 1945 r. na ewakuację pozostających przy życiu Żydów.
Zasady konspiracji
Bardzo istotne pytanie dotyczy stosunku polskiego rządu do tego, co robili jego dyplomaci. Odpowiedź wydaje się jasna: rząd popierał fałszowanie paszportów dla ratowania Żydów i w maju 1943 r. żądał od Ładosia, aby zapewnił dokumenty dla 62 dodatkowych osób. „Motywy natury ściśle humanitarnej każą nam pójść w tych sprawach na daleko idące ustępstwa” – fragment depeszy z 19 maja 1943 r. Mimo to Ładoś w żadnym dokumencie nie przyznał się, że przekazywaniem łapówek i podrabianiem dokumentów zajmują się jego dyplomaci. Był głębokim patriotą i uważał zapewne, że wysyłając taką depeszę naraziłby swoich ludzi na dekonspirację, a swój rząd postawiłby w niewłaściwym świetle. Wolał wziąć całe ryzyko i ewentualne oskarżenie na swoje barki.
Według obecnej wiedzy jego rola była znacząca. W 1942 i 1943 r. powstały co najmniej trzy serie paszportów paragwajskich wydanych w Bernie i przekazanych Żydom. Mają one numery rosnące i suma najwyższych numerów pozwala ocenić liczbę wyprodukowanych dokumentów na co najmniej 1050. Na wielu takich paszportach znajdują się nawet siedmioosobowe rodziny, próbka około 100 dokumentów dała nam średnio 2,1 osoby na paszport. Pozwala to wierzyć, że konsul Rokicki za wiedzą lub na polecenie Ładosia oraz przy wsparciu Ryniewicza i Kühla próbował ocalić co najmniej 2200 osób. Znamy imiona i nazwiska około połowy z nich i odkrywamy nowe. Lista z nazwiskami, „lista Ładosia”, zostanie wkrótce opublikowana.
Polskie losy
Żaden z członków Grupy Berneńskiej nigdy nie opisał akcji paszportowej. Ładoś zapowiedział to w swoich wspomnieniach, ale zmarł w grudniu 1963 r., nie dokończywszy ostatniego tomu. W 1951 r. odszedł Silberschein, siedem lat później w sekcji dla biedoty na cmentarzu w Lucernie pochowano Konstantego Rokickiego. W 1943 r. zawał serca pozbawił życia Chaima Eissa. Najdłużej – do połowy lat 80. – żyli Juliusz Kühl i Stefan Ryniewicz. Jeden miał firmę budowlaną w Kanadzie, a drugi myjnię samochodową w Argentynie. O czasach berneńskich opowiadali tylko najbliższym.
Jakub Kumoch
KUP E-WYDANIE